Wiadomości z Rudy Śląskiej

Cukiernictwo to sztuka cierpliwości - Natalia Walczak

  • Dodano: 2016-11-24 20:00, aktualizacja: 2016-11-25 13:36

Rozmawiamy z rudzianką, Natalia Walczak, która z drużyną kucharzy zdobyła srebro i brąz dla Polski na prestiżowej olimpiadzie w Niemczech!

Niedawno dostała się Pani do kadry narodowej kucharzy juniorów, która zdobyła ma międzynarodowej olimpiadzie dwa medale!

Tak. To zasługa całej drużyny. Co 4 lata w Niemczech odbywa się olimpiada kulinarna. To najbardziej prestiżowy konkurs kulinarny na świecie. Startowaliśmy jako kadra juniorów, czyli osoby do 24 roku życia. Były to osoby z całej Polski. Pracowaliśmy w pierwszym składzie w 5 osób. Nigdy nie brałam udziału w żadnym konkursie. Tym bardziej tak prestiżowym i poważnym. Było to dla mnie wielkie wyzwanie. Na szczęście ktoś we mnie uwierzył i dałam radę. Zdobyliśmy wspólnie srebro i brąz, co jest ogromnym wydarzeniem. To pierwsze srebro zdobyte w tej olimpiadzie przez nasz kraj.

Kto powołuje taką kadrę?

Kadrę powołuje Ogólnopolskie Stowarzyszenie Szefów Kuchni i Cukierników, w tym trener Sebastian Krauzowicz oraz kapitan kadry Bartosz Peter. Spośród wszystkich kandydatów wybrano ostateczną kadrę, która miała reprezentować nasz kraj. Z całej wybranej grupy, poprzez treningi, które odbywały się w ostatnim czasie, został wybrany pierwszy skład drużyny startującej w olimpiadzie oraz osoby pomocnicze, które miały wystąpić w razie tzw. „awarii”.

Pani specjalizuje się w cukiernictwie.

Tak. Kadra startowała w kategorii kucharzy, natomiast ja przygotowywałam deser. W drużynie było 4 chłopaków i ja - byłam jedyną dziewczyną w tym składzie. W pierwszej konkurencji przygotowywaliśmy przystawkę i danie główne. Ja jako odrębna sekcja przygotowywałam deser. Nie mogliśmy sobie nawzajem pomagać. Łącznie były 2 konkurencje, za każdą zdobywało się medal. Pierwsza konkurencja dotyczyła kolacji w restauracji na 60 osób z deserem. Przez 5 godzin przygotowywaliśmy wszystkie dania pod serwis, później odbywało się ich wydawanie zgodnie z tym, w jakiej liczbie przychodzili goście.

Co przygotowała Pani dla gości podczas konkursu?

Założeniem deseru była śliwka. Każdy kraj przygotowywał deser związany ze swoim krajem. Postawiliśmy na śliwkę z różnymi dodatkami. Było to ciasteczko ptys wypełnione ganaszem czekoladowym, do tego ziemia jadalna z czekolady, sorbet śliwkowy, pâte de fruit ze śliwki, śliwka gotowana w winie, które zostało zredukowane i dodane do deseru. Dodatkowo smaku i chrupkości dodawał crunch karmelowy. Ogólnie deser  składał się z 12 elementów, był dosyć skomplikowany. Musiałam włożyć w niego mnóstwo pracy, ale wyszedł bardzo smaczny. Za tę kategorię zdobyliśmy brąz.

Druga kategoria był to bufet jadalny. Tam wywalczyliśmy srebro. Bufet jadalny to malutkie porcje podawane podczas imprez. Ja przygotowywałam w ramach tej konkurencji deser bufetowy, a dokładnie: mus czekoladowy w formie stone z żelką malinową i pistacją na sable czekoladowym, do tego mini tarta z konfiturą malinową i owocami oraz makaroniki z ganaszem czekoladowym. Wykonywałam to zadanie przez 5 godzin. Potem udawaliśmy się na piętro, gdzie układaliśmy wszystko na stołach. Jurorzy cały czas nas obserwowali, śledzili każdy nasz krok – ważne było wszystko – to, jak zachowujemy się w kuchni, czy krzyczymy, czy trzęsą nam się ręce, jak wygląda czystość przy pracy, czy panikowaliśmy. Wszystko miało swoją punktację.

Kojarzy mi się to z popularnymi dziś programami telewizyjnymi.

Opis może je trochę przypominać, aczkolwiek przygotowywaliśmy się do tego o wiele intensywniej. Ostatnie pół roku jeździliśmy do restauracji naszego głównego trenera, gdzie pracowaliśmy nocami, kiedy restauracja była zamknięta. Kosztowało nas to wiele siły, zdrowia. To nieco inny wymiar gastronomii, która widzimy w telewizji.

Co daje Pani wywalczony medal, udział w takich zawodach?

Na pewno dużą motywację. To dla mnie szansa na wspaniały start w tej branży, ponieważ przygodę z cukiernictwem rozpoczęłam tak naprawdę w maju, kiedy pojechałam do Łodzi na miesięczny staż do mojego obecnego szefa Macieja Rosińskiego z restauracji Affogato. Zwolniłam się nawet z pracy, aby móc na niego jechać. Po zakończeniu stażu otrzymałam propozycję angażu w restauracji i postanowiłam spełniać swoje marzenia. Zajmuję się tam cukiernictwem, chociaż czasem pomagam też kolegom przygotowującym inne dania Przez ostatnie 4 lata pracowałam jako kucharz, więc ta działka nie jest mi obca. Nie chcę zamykać się jedynie na działania w cukiernictwie.

Kiedy pomyślała Pani „chcę być cukiernikiem”?

Zawsze wiedziałam, że chce to robić. Było to moim hobby. Nie robiłam tego tak profesjonalnie, jak teraz. Historia z gastronomią tak naprawdę u mnie zaczęła się już kiedy miałam 13 lat. Może to śmieszne, ale tak było! Pomagałam mamie, bo także jest kucharzem, w przygotowywaniu imprez takich jak komunie czy wesela. To była dobra szkoła!

Zawodu uczyła się Pani w rudzkiej szkole gastronomicznej?

Tak. Uczęszczałam do Zespołu Szkół nr 2, kształcąc się jako Technik Organizacji Usług Gastronomicznych. Klasa skupiona była w stronę kelnerstwa, to było priorytetem. Cukiernictwa w ogóle się nie uczyliśmy. Prawdziwa szkoła zaczyna się chyba tak naprawdę po ukończeniu edukacji - kiedy trafia się w jakieś miejsce, zaczyna się poznawać wszystko od strony praktycznej.

Ile razy zdarzyło się, że musiała Pani wyrzucić ciasto czy deser do kosza?

Niejednokrotnie coś w kuchni nie wychodzi. Cukiernictwo to szuka cierpliwości. Tutaj wszystko ma znaczenie. Do każdego nowego produktu trzeba mieć cierpliwość, każdy owoc zachowuje się inaczej, każdy rodzaj śmietany czy mąki też. Szczególnie teraz, kiedy wkraczam w etap próbowania nowych rzeczy, nauki nowych smaków, zdarzają się takie „dzieła”, które trzeba niestety wyrzucić. Ale jak w każdej profesji – jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Mam szczęście na wspaniałego nauczyciela, które jest moją cukierniczą inspiracją - Macieja Rosińskiego. Przez rok oglądałam jego dzieła cukiernicze na Facebooku. Zawsze chciałam robić takie piękne rzeczy jak on. Wreszcie udało się spełnić wielkie marzenie – pracuję wraz z nim w jego restauracji.

Jak się to udało?

Właściwie przez znajomego, który podsunął pomysł, abym spróbowała stażu w takiej restauracji. Ja chciałam coś zmienić w swoim życiu, rozwinąć skrzydła, ale nie wiedziałam za bardzo, jak to zrobić. W tej profesji wszystko ciągle się zmienia, wchodzą nowe trendy, które trzeba poznawać, nie można stać w miejscu. Udało mi się dostać na staż, a teraz mam tam pracę. Jestem bardzo szczęśliwa.

Nie mogę o to nie zapytać - Pani ulubiony deser?

Bardzo lubię słodycze, głównie czekoladę. To bardzo wdzięczny produkt przy tworzeniu deserów i ciast. Rodzinie serwuję raczej klasyczne słodkości - sernik, szarlotkę, pączki. W domu nie ma możliwości, aby tworzyć tak wspaniałe desery jakie przygotowujemy w restauracji ze względu na ograniczenie produktowe i sprzętowe. Rodzina i tak jest bardzo zadowolona z tego, co im przyrządzę (śmiech).

Mimo pracy w Łodzi mieszka Pani nadal w Rudzie Śląskiej?

Tak, tutaj mieszkam, mam męża. Do Łodzi dojeżdżam do pracy na cały tydzień, po czym tydzień mam wolny. Niestety w życiu jak to w życiu, bywa często inaczej. Niejednokrotnie zostaję dłużej. Jest to bardzo trudne ze względu na brak męża przy boku, a także reszty bliskich. Ale to jest cena za spełnianie marzeń. Jestem bardzo wdzięczna mężowi, że we mnie uwierzył i wręcz namówił mnie na ten wyjazd, ponieważ nie byłam do końca zdecydowana. Wiem, że jemu też zależy na moim rozwoju. U nas jest jeszcze za mało tego typu restauracji dyktujących trendy i najnowsze możliwości w cukiernictwie, dlatego zdecydowałam się na wyjazd.

Może za parę lat to Pani będzie prekursorką takich deserów w naszym mieście? We własnej restauracji?

Zobaczymy (śmiech). Bardzo bym tego chciała. A najbardziej chciałabym pracować w takim miejscu, które się kocha i z takimi ludźmi, którzy kochają to, co robią, tak jak ja.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszego spełniania marzeń.

Dziękuję!

Cukiernictwo to sztuka cierpliwości - Natalia Walczak

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również