Wiadomości z Rudy Śląskiej

Pracę w Towarzystwie trzeba zintensyfikować - Jan Wyżgoł, Towarzystwo Przyjaciół Rudy Śląskiej

  • Dodano: 2015-03-18 11:00, aktualizacja: 2016-08-25 13:34
O działaniach Towarzystwa oraz o spojrzeniu z boku na rudzką politykę rozmawiamy z Janem Wyżgołem.
 
Został Pan prezesem Towarzystwa Przyjaciół Rudy Śląskiej. Proszę opowiedzieć, czym zajmuje się ta organizacja.
 
Towarzystwo Przyjaciół Rudy Śląskiej to pozarządowa organizacja z dużymi tradycjami o szeroko pojętej działalności kulturalnej naszego miasta. Podkreślam – całego miasta. Dlaczego to podkreślenie? Nie jest tajemnicą, że mieszkańcy, i to zarówno rdzenni Ślązacy jak i zasiedzieli przybysze, w pierwszej kolejności są obywatelami dzielnicy, potem dopiero miasta Ruda Śląska. I bardzo dobrze, to jest piękne. W swoim referacie na pięćdziesięciolecie Rudy Śląskiej dowodziłem żartobliwie, że dwa są miasta w Europie, których mieszkańcy deklarują miłość wpierw do dzielnicy, potem do miasta. To Siena we Włoszech z najpiękniejszym średniowiecznym rynkiem i Ruda Śląska w Polsce z przepięknie zachowanym zarysem średniowiecznej wsi Ruda z XIII w.
 
Towarzystwo Przyjaciół Rudy Śląskiej stawia sobie za cel, byśmy, nic nie tracąc z miłości do Orzegowa, Chebzia, Kochłowic etc. stanowili jedno w tym mieście rozsiadłym na dawnych włościach dóbr biskupów wrocławskich, książąt bytomskich, włodarzy ziem pszczyńskich. Byśmy stanowili to miejsce nie z czyjegoś nakazu, ale z racji wiedzy o przeszłości i teraźniejszości naszego miasta.
 
Żeby tak się stało, Towarzystwo będzie musiało znaleźć sposób na większą popularyzację dorobku Rudy Śląskiej. Mają temu służyć imprezy edukacyjne, kulturalne, odczyty. Spokojny jestem o imprezy rekreacyjne z elementami poznawczymi, bo są wśród nas fachowcy od tych spraw. Podobnie w branży wydawniczej możemy liczyć na pomoc osoby biegłej.
 
Jakie priorytety wyznacza Pan jako przewodniczący?
 
W Towarzystwie Przyjaciół Rudy Śląskiej aktywnie działa współzałożyciel tej organizacji, jej honorowy prezes pan Antoni Ratka, który między innymi w 1987 roku w formie ilustrowanej broszury wydał rzecz niezwykle ciekawą i wartościową, mianowicie biografię Jana Antoniego Maja, wybitnego rudzianina pochodzącego konkretnie z Kuźnicy Rudzkiej. Dla mnie sprawą priorytetową, a wiem, że mogę liczyć na poparcie zarządu, jest wprowadzenie do powszechnej świadomości rudzian wiedzy o istnieniu tej wybitnej postaci. A korzystając z okazji, jaką jest ten wywiad, pozwolę sobie o Janie Maju (sam przeszedł na taką pisownię nazwiska) słów kilka powiedzieć.
 
Był księgarzem i drukarzem, założycielem wypożyczalni książek i czytelni w Krakowie, ekspertem w sprawach wydawniczych – współpracownikiem na tym polu z Akademią Krakowską, emisariuszem kontaktującym się w Dreźnie z Kościuszką, głównym wydawcą dokumentów powstałych w sztabie Naczelnika, założycielem i wydawcą „Gazety Krakowskiej” – do dziś największego i najpopularniejszego dziennika w Małopolsce. Był dozgonnym przyjacielem i powiernikiem Hugona Kołłątaja. Odegrał ogromną rolę przy wcielaniu w życie idei sypania Kopca Kościuszki.
 
Byłem w sprawie Jana Antoniego Maja w Krakowie, rozmawiałem z obecnymi gospodarzami kamienic, w których mieszkał i działał nasz rudzianin. Towarzystwo Przyjaciół Rudy Śląskiej zwróci się do Rady Miasta z prośbą o kontakt z Radą Miasta Krakowa w sprawie uhonorowania J.A. Maja stosowną tablicą na jednej z kamienic krakowskich, w której prowadził działalność. 
Ponadto wraz z panem Antonim Ratką chcemy zainteresować głównych dostawców energii elektrycznej dla mieszkańców Rudy Śląskiej tym, że to Ruda właśnie była pierwszą wsią w Królestwie Polskim, a śmiemy twierdzić, że również pierwszą wsią europejską z elektrycznym światłem ulicznym (odcinek dzisiejszej ulicy Wolności – od dworca kolejowego do ul. Kościelnej). Byłaby to niezła reklama tak dla naszych dostawców energii jak i dla miasta. Należałoby tylko zastanowić się nad formą tej reklamy.
 
Jako Towarzystwo włączyliśmy się również w akcję utrwalania miejsc godnych tablic informacyjnych i tu współpracujemy z biurem konserwatora miejskich zabytków. Planujemy spacery edukacyjne (nordic walking z informacjami przewodnika o ciekawych miejscach na trasie). Plany są bogate, ale trzeba je rozłożyć w czasie.
 
Co zdecydowało o zmianie prezesa Towarzystwa?
 
Pani Aleksandra Poloczek, dotychczasowa prezes Towarzystwa prosiła nas, po przyjacielsku tłumacząc przyczyny decyzji, o zwolnienie jej z funkcji prezesa. Szczerze mówiąc, nie przystaliśmy na to od razu, chociaż argumenty były mocne. Na tyle mocne, że kiedy ponowiła prośbę już oficjalnie, przyszło wyrazić nam zgodę. Pani Aleksandra awansowała zawodowo, czego jej gratulujemy, i obarczona szeregiem nowych obowiązków, czego zdecydowanie nie zazdrościmy, postanowiła właśnie tak postąpić. Pozostała więc wiceprezesem i będzie patronowała imprezom rekreacyjnym. Przypisany jej został "uzurpatorsko" przez prezesa mikrofon, z którym podobno przyszła na świat. Pozwolę sobie w tym miejscu wymienić nazwiska pozostałych dwóch pań wiceprezes. To pani Cecylia Gładysz – nasz człowiek w Radzie Miasta i pani Barbara Wystyrk-Beniger - biegła w sprawach wydawniczych.
 
Towarzystwo jest w mieście mało widoczne, jego działania słabo eksponowane. Czy to wina małej ilości działań Towarzystwa Przyjaciół Rudy Śląskiej czy po prostu słabej reklamy tych poczynań?
 
Taka sytuacja wynika stąd, że działalność często pozostaje anonimowa. Weźmy przykład. Muzeum Miejskie informuje, że impreza, np. Rudzka Jesień – konkurs plastyki nieprofesjonalnej, zorganizowana jest wspólnie z naszym Towarzystwem. Za tydzień nikt z gości o tym nie będzie pamiętał i trudno mieć do kogoś pretensje. Inny przykład – pani dyrektor muzeum na wieczorze rudzkich legend zaprasza mnie do współprowadzenia spotkania, w sposób serdeczny przedstawia jako nowego prezesa Towarzystwa Przyjaciół Rudy Śląskiej. Za dwa dni, gdyby spytać, kto prowadził spotkanie, to powiedzą: dyrektorka i Wyżgoł.
Przy ciekawej i potrzebnej książce p. Stanisława Stryja o rudzkiej elektrowni "Mikołaj" sporo napracowała się p. Barbara Wystyrk-Beniger, także moja skromna osoba dołożyła swoje trzy grosze. Szkoda, że przy nazwiskach nie umieściliśmy słów "Wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Rudy Śląskiej".
 
Oczywiście sami widzimy, że pracę trzeba zintensyfikować, natomiast przebicie się z informacją o działaniach jest problemem również innych organizacji.  I tu wypada mi podziękować, że ten wywiad w owym fragmencie jest taką reklamą.
 
Jest Pan autorem wielu fraszek, publikacji. Jak te publikacje są odbierane w Rudzie Śląskiej?
 
Długo pisałem do szuflady, dopiero pan Jan Adam Janicki - poeta wymusił na mnie, bym ją otworzył. „Drukowany byłem” w licznych tomikach poetyckich, w prasie, w wydaniach pokonkursowych. Parę razy wysłałem zestaw fraszek na Satyrbię, ogólnopolski konkurs, i za każdym razem zauważano je wśród setek innych, a kiedy znalazłem się wśród laureatów nagrodzonych nie tylko drugiem, pomyślałem, że może jednak coś ta moja pisanina jest warta.
 
Szczególnie cenię sobie rudzkie nagrody – zostałem uhonorowany za "List do Dzieciontka" i za tekst jasełek o długim barokowym tytule, któremu odbiorcy nadali formę krótszą – "Śląskie jasełka". Czy może być lepsza nagroda niż ten tytuł?
 
Na konkursie w Bytomiu laureatkami zostawały moje uczennice ze Szkoły Podstawowej nr 41. Liczył się talent, znajomość gwary, ale ważny był też dobór repertuaru. A dziewczyny miały teksty "świeże", bo je dla nich pisałem na tę okoliczność. Jeden z nich - "Żur" – na Dniu Żuru prezentował pan Grzegorz Poloczek, co też poczytuję sobie za nagrodę.
 
Myślałem, że ten tekst, w którym mowa o tym, że pierwszy żur na świecie został stworzony przez Ponboczka właśnie w Rudzie, posłuży jako gotowa reklama dla "żurowni" w naszym mieście (biznes familijny). Ale kaj tam. Mondrzejsi byli w Mikołowie i we Pszczynie i tera łod nich kupujymy. Mom pomysł na biznes w Chebziu, ale boja sie pedzieć, coby mie nie wygwizdali.
 
Wracając do twórczości – nie jestem specjalnym fanem lektury Dalekiego Wschodu, ale poetycką formą haiku jestem zauroczony od lat. I tak sobie "haikuję". Najczęściej, gdy jestem w ukochanym Beskidzie Śląskim. Coraz częściej myślę, żeby uporządkować to, co jest i może uda się coś wydać pod swoim nazwiskiem, ale raczej zabiegać o to mocno nie będę, bo nie mam do tego zdrowia. Jak zawsze przeszkodą główną, jeśli nie jedyną, będą pieniądze, a raczej ich brak.
 
Jest Pan częstym gościem na wydarzeniach rudzkiego muzeum. Jakieś wspólne projekty? Zamierzenia?
 
Owszem, bardzo dobrze się tam czuję i życzę tej placówce wspaniałego rozwoju i bezbolesnej adaptacji pomieszczeń po niedawnym sądzie – komisariacie rudzkim. Ze względów organizacyjnych Towarzystwo Przyjaciół Rudy Śląskiej ostatnio spotykało się w Nowym Bytomiu, ale pani dyrektor Barbara Nowak zaprosiła do powrotu do gniazdka i z tego zaproszenia już skorzystaliśmy. A co się tyczy wspólnych projektów, to jest kilka pomysłów. Opowiem o jednym. Kiedyś muzeum 14 lutego użyczało gościny uczniom I LO im. A.Mickiewicza w Rudzie Śląskiej. Ci sąsiedzi zza ściany prezentowali lirykę miłosną – była to twórczość własna, ale nie tylko. Dzielnica Ruda ma prawo do centralnych obchodów Walentynek w mieście, bo tylko tu znajduje się konterfekt św. Walentego w starym kościele. Możnaby do tego wrócić. Mam również pomysł na tegoroczną Barbórkę w muzeum, ale to trzeba dopracować z panią dyrektor i z panią doktor Dorotą Świtałą-Trybek.
 
Wiele osób pyta, jaki jest powód Pana niekandydowania na radnego Rady Miasta. Dlaczego podjął Pan taką decyzję?
 
Powtórzę to, co już powiedziałem podczas wieczoru wyborczego w rudzkiej telewizji. Otóż od samego początku nie wykluczałem, że po wyborach lokalna mozaika sił samorządowych ułoży się podobnie jak w kończącej się kadencji i prezydent znów nie uzyska większości w radzie. Taka sytuacja jest niekomfortowa w pracy władzy wyborczej – tak powszechnie się uważa. Ale proszę mi wierzyć, że ciało uchwałodawcze też miewa ostro pod górkę. Siłą rzeczy "polityka wewnętrzna" samorządu zabiera więcej czasu niż powinna. W takiej rzeczywistości trudno się przebić z własnymi przemyśleniami o pracy radnych, no bo nie ma na to czasu, a w specyficznych warunkach konurbacji śląskiej w szczególności, gdzie niektóre przepisy prawne sprawdzające się skąd inąd w Koninie, w Kole, w Turku nie przystają do zdroworozsądkowych rozwiązań np. w Rudzie Śląskiej, Bytomiu czy Zabrzu. Na podstawie autopsji śmiem twierdzić, że jeden z przepisów prawnych – zda się, oczywistych – tu w tym naszym "miejskim ajntopfie konurbacyjnym" jest przepisem nieżyciowym. Oczywiście to moje odczucie i temat na osobne rozwiązanie. W takiej to sytuacji stwierdziłem, że będę w porządku wobec moich potencjalnych zwolenników, jeżeli w ogóle nie wystartuję w wyborach, niż miałbym po ewentualnym zdobyciu mandatu zrzekać się go w trakcie kadencji, gdyby przewidywania miały się spełnić. Oczywiście są i inne przesłanki, które pomogą mi podjąć taką decyzję, ale nie chcę teraz o nich mówić.
 
Jak teraz, z perspektywy obserwatora, ocenia Pan pracę nowych radnych? 
 
Jak zwykle po wyborach część energii poszła na pewno w "układanie się", a więc wybór komisji przez samych radnych, a w samych komisjach wybór przewodniczących i zastępców. To samo dotyczy reprezentantów Rady Miasta. To naturalne działanie, bo konieczne, choć nie zawsze łatwe i przyjemne. Trochę spraw z ubiegłej kadencji czeka na domknięcie, co wynika ze specyfiki problemów, a nie opieszałości lub zaniedbania ze strony poprzedniej rady. No i wchodzenie w nowe obowiązki. Nie podejmuję się oceny pracy radnych. Za krótki jest czas ich działalności. Poza tym, czyniąc zarzuty nie tylko radnym, komukolwiek – musimy bezwzględnie uszanować świętą zasadę: "Audiatur et altera pars" – "Trzeba wysłuchać i drugiej strony". Tak więc dajmy im trochę czasu, a nuż się okaże, że nie będziemy mieli żadnych uwag krytycznych. To żart, wszak wiemy, że jeszcze się taki nie urodził...
 
Coś zrobiłby Pan inaczej? Zajął się czymś w pierwszej kolejności? 
 
Pozwoli Pani Redaktor, że zacznę od fraszki, skoro już wcześniej ten gatunek literacki został w kontekście mojej osoby przywołany. Na którymś posiedzeniu Komisji Prawa pośród notatek zapisałem taką refleksję, która mnie naszła po niełatwych dyskusjach nad poprawkami do Statutu Rady Miasta:
 
Człowiek prawo stanowi, wciąż przy nim 
majstruje,
A życie się z tego śmieje
I weryfikuje
 
W tym dwuwierszu zawarłem prawdę o konieczności bezustannej obserwacji tak litery jak i ducha prawa obejmującego pracę samorządu. Należałoby się jak najszybciej zabrać za przeorganizowanie pracy przy rozpatrywaniu skarg mieszkańców, za przebudowę, może nawet likwidację obecniej instytucji absolutorium na rzecz innej formy kontroli. Potrzebny byłby tutaj oddolny ruch rajcowski skupionych w tym celu na współpracy z posłami. Myślę, że należałoby zmodyfikować dyżury radnych, ale może się mylę. Natomiast mam pomysł na zupełnie inny pomysł prezentowania sesyjnych interpelacji. Od razu wyjaśniam, że wpadłem nań po jednej z pisemnych odpowiedzi otrzymanych pod koniec mojego 12-letniego rajcowania. Więc jest to pomysł świeży i nie było czasu na próbę jego wdrożenia. Obawiam się, że podczas wywiadu nie sposób wyczerpać zagadnień, ale chętnię podzielę się swoimi uwagami przy innej okazji, jeśli taka zaistnieje. Ze spraw, nazwijmy je, gospodarskich pilnowałbym zrealizowania planu budownictwa mieszkaniowego – jest już taki gotowy – na Kuźnicy Rudzkiej. To teren wręcz sielski ze swoimi, niestety, dużymi problemami. Mam nadzieję, że zamysł architektoniczny nowych zabudowań wpisze się w estetykę tego miejsca.
 
Dzielnica Ruda była Panu bliska podczas pracy w Radzie Miasta. Czy działa Pan obecnie dla tej społeczności?
 
Tak, tutaj się urodziłem, przy ulicy Janasa. Dom nadal stoi. Tu skończyłem szkołę podstawową i średnią. Po dalszej edukacji do swojej podstawówki i chodziłem do niej przez lat 40, ale już jako nauczyciel. Czy działam w tej chwili dla społeczności tej dzielnicy? Cóż, w sposób zinstytucjonalizowany nie. Owszem, zdarza mi się udzielać porad „radnego” osobom, które o to proszą, choć wiedzą, że już nie zasiadam w sali sesyjnej. Jeden ze znajomych na moją uwagę, że nie startowałem w wyborach, skwitował to tak: „To co, ale się na tym znosz, a co mom łazić do cudzych”. Na szczęście „na tym” się znałem. W tym miejscu chciałem stanowczo podkreślić, że nie ma cudzych radnych, niezależnie od sympatii politycznych czy wyznawanego światopodglądu. Są tylko radni obecni lub nie obecni na dyżurze, ale to już inna bajka. Jestem współautorem ścieżek edukacyjnych po Rudzie (dzielnicy) w przewodniku „Ruda a zielona”. Jeśli w ramach edukacji regionalnej uczniowie którejś ze szkół zechcą spacerować po dzielnicy ze współautorem właśnie, to nie widzę przeszkód. Na razie takie zaproszenie dostałem od gimnazjalistów z Goduli. Pozdrawiam ich serdecznie. Myślę, że mógłbym się jeszcze przydać społeczności szkolnej tej dzielnicy w takiej właśnie niekonwencjonalnej formie przekazywania wiedzy. 
 
W Rudzie trwa obecnie rewitalizacja Parku Kozioła, który szczyci się bogatą tradycją. 
 
Cieszą mnie roboty w parku ogromnie, choć zaskoczony nimi nie jestem, gdyż w tej sprawie zaprosił mnie na rozmowę pan Piotr Janik, naczelnik Wydziału Inwestycji. Uczynił to nie dlatego, iż bym był tak ważnym radnym od rewitalizacji parków, ale wykoncypował sobie – słusznie zresztą – że z racji pewnych właściwości mojego PESEL-u powinienem pamiętać, jak to z tym parkiem było przed półwieczem z górą. Nie znaczy to jednak wcale, że podobnie będzie wyglądał po zakończeniu robót. Śmiem przypuszczać, że ludzie jak zwykle podzielą się w swych osądach. Osobiście wolałbym, aby park przypominał ten z XIX-wiecznego planu z podpisem Ballestrema, po którym to planie wodziłem palcem. Delikatnie oczywiście. Ale i tak się cieszę, że z parkiem ruszyło, tym bardziej, że podobno została uwzględniona pewna moja sugestia. 
 
Co teraz wypełnia Pana czas?
 
Nie mam czasu. A tak poważnie – zawsze sporo czytałem, a teraz czytam ciut więcej.
 
Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów dla Towarzystwa Przyjaciół Rudy Śląskiej.
 
Dziękuję bardzo.
 

Komentarze (22)    dodaj »

  • sportowiec

    zdecydowanie za późno

  • OP

    proszę 01.08.2013.

12

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również