Czym jest dla Pana praca radnego?
Jestem radnym już trzecią kadencję. Gdybym teraz miał ten czas podsumować, to najlepiej wspominam moją pierwszą kadencję ( 2002 – 2006), bo wówczas praca radnego była najbliższa moim wyobrażeniom.
Jaka była ta wizja pracy radnego?
Sądzę, że taka, jaka była realizowana w czasie pierwszej kadencji, kiedy nie było formalnej koalicji, mimo tego potrafiliśmy się ze sobą dogadać. Prowadziliśmy dyskusje merytoryczne.
Często mieliśmy posiedzenia typu podsumowującego po licznych wizytach w terenie. Wówczas narodził się pomysł termomodernizacji budynków szkolnych, tworzenia boisk przyszkolnych. I to na szczęście jest realizowane – to miejsca dla dzieci i młodzieży, by miały gdzie spędzać wolny czas. Wówczas zaczęły powstawać ronda, zakończyliśmy budowę basenu w Rudzie południowej.
Czy myślenie o funkcji radnego się zmieniło?
Posłużę się słowami profesora Klasika, który powiedział kiedyś, że radny, który zajmuje się dziurami w chodniku, powinien podać się do dymisji. Od załatwienia tego typu spraw są odpowiednie służby. Radny powinien zająć się sprawami koncepcyjnymi.
Częściowo z tym się zgadzam. Jednak prawda jest taka, że wiele osób zamiast do odpowiedniej organizacji, udaje się do radnego. Z kolei jeśli ja danej sprawy nie załatwię, nie pomogę, stracę swoje poparcie, swój elektorat. Bo komu potrzebny jest nieskuteczny radny?
W związku z tym nadal "łatanie dziur" w chodnikach jest jednym z zadań radnego? Takie problemy zgłaszają mieszkańcy na dyżurach?
Jak najbardziej – bardzo dużo zgłoszeń to są dziury w chodniku, jezdniach, konieczność przycięcia lub usunięcia drzewa.
W takich przypadkach często pojawia się problem własności terenu – przykładem może być ul. Kędzierzyńska. Po jednej stronie chodnik został wyremontowany przez miasto, po drugiej jest w fatalnym stanie, bo jest to własność kolei.
Radny jest dla mieszkańców?
Tak, to służba dla mieszkańców miasta. Służba trudna, ale satysfakcjonująca. W pewnej mierze traktuje to również jako pracę zawodową. Rozmawiam z mieszkańcami nie tylko podczas dyżurów, ale również podczas codziennych kontaktów na ulicy. Wiele spraw załatwiam również telefonicznie.
Obowiązków jest dużo – udaje się wszystko pogodzić?
Tak, udział w sesjach, komisjach. Jesteśmy zapraszani na wiele uroczystości. Chętnie uczestniczę w spotkaniach w przedszkolach, gdzie m. in. czytamy bajki.
Jak tylko uda mi się wygospodarować czas, zamierzam zebrać, uporządkować i opublikować moje fraszki. Brały udział w konkursach ogólnopolskich, gdzie zostały wyróżnione, w jednym przypadku nawet nagrodzone.
Jest pan Wiceprzewodniczącym Komisji Oświaty.
Tak, bo oświata to temat mi bardzo bliski. Myślę, że należy zadbać o kształcenie regionalne – w niektórych szkołach prowadzone jest wzorcowe, w innych nieco o nim się zapomina. Ważne, by miało kształt programowy, by było realizowane.
Rozgorzała dyskusja wokół tematu ksztłacenia sześciolatków. Jeśli szkoła jest przystosowana do przyjęcia 6-latków, tak jak jest to w przypadku Szkoły Podstawowej nr 41, wówczas rodzice nie powinni mieć obaw przed rozpoczęciem wcześniejszej edukacji szkolnej.
Od niedawna jest Pan Przewodniczącym Komisji Rewizyjnej?
Tak, to trudna komisja i duży obowiązek. Muszę zapoznać się z protokołami jej prac, są one częściowo utajnione, ze względu na specyfikę prowadzonych prac. Jest to komisja toksyczna, bo zajmujemy się sprawami problemowymi. Podobnie jest w przypadku Społecznej Komisji Mieszkaniowej, która zajmuje się wnioskami o przyspieszenie nadania mieszkania. Wnioskowałam, by zaliczać ją do komisji stałych. Spotykamy się regularnie raz w miesiącu.
Co udało się Panu zrealizować? Co jest Pana sukcesem?
Nie lubię odpowiadać na tego typu pytanie. Jeśli mój osobisty pomysł nie spotka się z aprobatą komisji czy też rady, to sam nic nie jestem w stanie zdziałać.
Czasami załatwienie jednej sprawy przysparza satysfakcji – wspominam sprawę z czasów pierwszej mojej kadencji, gdy mieszkańcy zwrócili się z prośbą o wykonanie oświetlenia części osiedla. Zanim zostało to wykonane, wybraliśmy się wraz z prezydentem na nocną przejażdżkę po mieście. Jednak działanie w terenie przyniosło wymierny efekt, gdyż nie tylko zostało zamontowane oświetlenia na danym osiedlu, ale została podjęta decyzja o sukcesywnej wymianie oświetlenia na terenie całego miasta.
Ruda Śląska jest odwrotnością świata – świat dzieli się na bogatą północ i biedne południe, z kolei u nas jest odwrotnie. Bogate dzielnice południowe nastawione na młode, górnicze małżeństwa oraz uboga północ, gdzie mieszka wiele seniorów. O ich dobro też trzeba dbać, trzeba się starać.
W ciągu tych lat zmieniał się układ sił w Radzie Miasta. Poprzednio partia, do której Pan należy rządziła, obecnie jest w opozycji.
Zdecydowanie lepiej, korzystniej jest być w partii rządzącej. Łatwiej jest przeforsować więcej projektów.
Jaki ma Pan pogląd na temat referendum?
Przy poprzednim referendum byłem neutralny, przy obecnym wypowiadam się, że w referendum wezmę udział. Uważam, że każdy powinien zagłosować, niezależnie od tego, jakie ma poglądy. Jest to obowiązek każdego mieszkańca.
Czy referendum jest potrzebne? Czy nie lepiej poczekać półtorej roku do zakończenia kadencji?
Tak, ale jeśli mamy dobrego kandydata, na którego się liczy, może on kierować miastem zarówno przez najbliższe półtorej roku, jak i przez następne cztery lata kadencji.
A według Pana jaki jest podstawowy cel referendum?
Należy zwrócić uwagę mieszkańcom, że w mieście nie dzieje się najlepiej, że pojawiają się inne poglądy, inne koncepcje.
A Pan nie zgadza się z polityką prowadzoną przez prezydent Grażynę Dziedzic?
Od pewnego momentu się nie zgadzam. Słyszymy wciąż o ogromnym zadłużeniu miasta na koniec 2010 roku i wyprowadzeniu miasta z zapaści finansowej. Zadłużenie zostało zdemonizowane. Dziwię się, że rząd nie zgłosi się po porady do naszych doradców, by w podobny sposób uporać się z zadłużeniem państwa.
Co było dobrym posunięciem w czasie rządów obecnej władzy?
Z pewnością uporanie się z narastającym zadłużeniem, jednak traktuję to jako obowiązek władzy. Zarówno otwarcie NS-ki, jak i Aquadromu to duże inwestycje, ale rozpoczęte dużo wcześniej. Obecnie wzrasta ciśnienie podczas obrad sesji, ona nie sprzyja owocnej pracy. Wprawdzie podejmujemy decyzje, ale one pozwalają miastu jedynie żyć, a nie rozwijać się.
Co jest sprawą kluczową dla rozwoju miasta?
Niezależnie od tego kto będzie prezydentem, powinien zająć się w mieście sprawą mieszkań. To nie jest zadanie własne gminy, ale liczba 4 tysięcy ludzi oczekujących na mieszkanie przemawia do wyobraźni. Można szukać lokalu w kamienicach prywatnych, jednak ludzie dużo bezpieczniej czują się w mieszkaniach komunalnych.
Nadal postrzegani jesteśmy jako "miasta węgla i stali”. Musimy dołożyć starań by to zmienić, zadbać o rozwój.
Czyta Pan aktualne wiadomości dotyczące Rudy Śląskiej w mediach?
Oczywiście, prasa ma ogromny wpływ na kształtowanie się świadomości mieszkańców. Zgadzam się ze słowami pani profesor, z którą kiedyś miałem zajęcia: "Nie wystarczy umieć czytać, by czytać gazety. Trzeba umieć czytać gazetę”.
Jaką zasadą kieruje się Pan w życiu?
Jest zdanie Aleksandra Fredry, które zostało zapisane w "Zemście” i brzmi "Znaj proporcją, mocium panie". Zachowanie proporcji jest najważniejsze. To można odnieść do każdej sytuacji życiowej, nawet do polityki w Radzie Miasta. Polityka musi być, ale nie może być jej za dużo. Polityka powinna być dodatkiem, przyprawą, a nie głównym daniem w samorządności.
Dziękuję za rozmowę.