Prezydent Grażyna Dziedzic podkreśla, że po interwencjach jej oraz innych samorządowców do soboty częściowo zmniejszono zapowiadane pierwotnie ograniczenia dla "stref czerwonych", nieprzystające do miejscowych realiów.
- Bo jaki jest sens zamykania siłowni w Rudzie Śląskiej i pozbawiania ich właścicieli dochodu, gdy rudzianin może iść do siłowni za miedzą? – pyta Grażyna Dziedzic. - Jeżeli wprowadza się jakieś restrykcje, to trzeba z nami porozmawiać: na pewno pomożemy i przekonamy mieszkańców, że warto niektóre działania podejmować – zapewniła Dziedzic przypominając, że Ruda Śląska np. inaczej, niż szereg innych samorządów, nie zdecydowała się na otwarcie letnich, otwartych basenów.
Warto przypomnieć, że od soboty 8 sierpnia w Rudzie Śląskiej obowiązują nowe obostrzenia związane z pandemią koronawirusa. Decyzją rządu Ruda Śląska wraz z 8 innymi powiatami, w których odnotowuje się w ostatnim czasie najwięcej zakażeń, została zakwalifikowana do strefy czerwonej.
Prezydent Rudy Śląskiej od czwartku protestowała przeciw traktowaniu położonego w centrum paromilionowej konurbacji miasta, jak "samotnej wyspy". Jako przykład wskazywała komunikację miejską, gdzie początkowo planowano, by w "strefach czerwonych" pojazdy mogły przewozić tylko liczbę pasażerów odpowiadającą połowie miejsc siedzących.
Ostatecznie ograniczenie liczby pasażerów (do 30 proc. liczby wszystkich miejsc siedzących i stojących) wprowadzono w "strefach czerwonych" dla linii wewnątrzmiejskich – w przypadku Rudy Śląskiej to 4 linie autobusowe. Pozostałymi 35 liniami autobusowymi i tramwajowymi, które wjeżdżają lub wyjeżdżają z tego miasta, może podróżować, jak dotąd, liczba pasażerów równa 50 proc. miejsc siedzących i stojących, przy pozostawieniu połowy miejsc siedzących niezajętych.
"Zabrakło wcześniejszej dyskusji o planach rządu"
Rozczarowania decyzją rządu nie ukrywał też Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej. Ubolewa, że władze miasta o wprowadzeniu czerwonej strefy dowiedziały się z mediów.
- Zdecydowanie zabrakło wcześniejszej dyskusji o planach rządu. Mielibyśmy pewnie szereg pytań w tej sprawie. Czy rząd zastanowił się w ogóle, czy da się odciąć miasto leżące w samym sercu Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii? Jeszcze niedawno mieliśmy stałe wideokonferencje z wojewodą śląskim w sprawie sytuacji epidemiologicznej w naszych miastach. Można było zorganizować podobne spotkanie dotyczące "czerwonych stref". Zabrakło jednak dobrej woli przedstawicieli rządu. To pokazuje, że samorządy nie są dziś traktowane po partnersku, tylko jako instytucje do "wykonywania poleceń" - mówił Krzysztof Mejer dla Gazety Wyborczej.
Wiceprezydent dodał, że wiele osób w Rudzie Śląskiej boleśnie odczuje nowe obostrzenia.
- Mam bardzo duże wątpliwości co do zasadności tej decyzji. Większość wykrytych przypadków koronawirusa w naszym mieście dotyczy przecież jednego zakładu pracy, kopalni Bielszowice. Osiągnięcie zakładanego przez rząd celu nie będzie łatwe, zważywszy, że rudzianie bez problemu mogą korzystać m.in.: z kin czy restauracji na terenie miast ościennych. Można tam dojechać w kilka, kilkanaście minut. To pokazuje absurd tej decyzji. Obawiam się, że wpłynie ona na jeszcze większą stygmatyzację mieszkańców Rudy Śląskiej. A przecież nie ponosimy winy za obecną sytuację - mówił Krzysztof Mejer dla Gazety Wyborczej.
Prezydent Dziedzic przypomniała, że kończy się właśnie kolejna tura badań przesiewowych w rudzkiej kopalni Bielszowice, będącej w ostatnim czasie jednym z głównych ognisk koronawirusa w woj. śląskim. W sobotę za chorych uznawano jeszcze 518 tamtejszych górników (w szczytowym momencie 532), jednak piątkowe testy dały 14 pozytywnych wyników na 262 próbki – co może świadczyć o stopniowym wygaszaniu ogniska.
- Tłumaczy nam się, że jest problem, aby górnicy pracowali w inny sposób i na pewno tak jest – dopóki nie ma specjalnej ustawy. Wyobrażałabym to sobie w ten sposób, że np. przebadana grupa górników z negatywnymi wynikami jest koszarowana, pracują, zmieniając się przez dwa tygodnie i potem zmienia ich kolejna przebadana grupa – mówiła prezydent Rudy Śląskiej dla PAP.
Strefa czerwona koronawirusa
Od soboty obowiązuje rządowe rozporządzenie ws. ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Zakłada ono m.in. wyodrębnienie stref: "czerwonej" i "żółtej" – terenów z największym wzrostem zakażeń koronawirusem. Na ich obszarach obowiązują, poza ograniczeniami przewidzianymi dla całości terytorium Polski, dalej idące zakazy i nakazy oraz większe ograniczeniami, niż na pozostałym obszarze.
W czwartek Ministerstwo Zdrowia podało, że wyznaczając strefy zagrożenia epidemiologicznego, kierowało się liczbą zachorowań w poszczególnych powiatach w ostatnich 14 dniach - tam, gdzie na 10 tys. mieszkańców zachorowań było więcej niż 12, obowiązuje „strefa czerwona", a tam, gdzie liczba nowych chorych na 10 tys. mieszkańców wyniosła między 6 a 12 - "żółta”.
W "strefie czerwonej" obowiązuje m.in. zakaz organizowania kongresów i targów oraz działania sanatoriów, wesołych miasteczek i parków rozrywki. W siłowniach określono limit osób – jedna na 10 m kw. W kinach może być 25 proc. publiczności. W kościołach dopuszczalne jest 50 proc. obłożenia budynku, na zewnątrz limit to 150 osób. Liczba osób biorących udział w uroczystościach rodzinnych i w weselach została ograniczona do 50, z wyłączeniem obsługi. Wszędzie w przestrzeni publicznej konieczne jest zakrywania nosa i ust.