O nowym spektaklu oraz o miłości do teatru i do siebie nawzajem rozmawialiśmy z Aleksandrą Szablewską (A.S.) i Łukaszem Kabusem (Ł.K.), twórcami monodramu na dwa głosy „Pieśń”, który już wkrótce będzie miał swoją premierę na scenie Miejskiego Centrum Kultury im. Henryka Bisty w Rudzie Śląskiej.
Jakie jest Państwa dotychczasowe doświadczenie związane z teatrem?
Ł.K.: Jestem związany z teatrem właściwie od dziecka, bo próbuję swoich sił w rozmaitych formach teatru, także na scenie Miejskiego Centrum Kultury. Tam zaczynałem jako jeszcze ktoś bardzo młody. Później udało mi się skończyć Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie, teraz to jest Akademia Teatralna i zawodowo jestem związany z teatrem od tamtego momentu. Już grałem w Teatrze Miejskim w Gliwicach, w Teatrze Studio, w Teatrze Współczesnym w Łodzi. To były wszystko gościnne występy i właściwie to jest cała moja droga teatralna, praktycznie od dziecka i po dziś dzień trwa.
A.S.: Moje pierwsze doświadczenie, jakie pamiętam, nie było z perspektywy sceny, tylko z zewnątrz, ale był to pierwszy zachwyt w Teatrze Syrena, kiedy oglądałam „Calineczkę”. Wtedy poczułam jakim pięknem może być teatr i to doświadczenie pozostało na tyle silne, że wróciłam do niego też od drugiej strony. W trakcie dojrzewania do tego miałam szczęście trafić na warsztaty teatralne do Adama Sajnuka. To był taki duży projekt, nazywał się „Warsztat Europa” i jego finałem było wystawienie spektaklu. Później to przerodziło się w dalszą współpracę już na scenie w Warszawie w Teatrze Stara Prochownia i tam wystawialiśmy spektakle „Małpy”, „Prażkę” i różne też takie projekty społeczne. Uczestniczyłam też w warsztatach w Akademii Kultury i Sztuki u Piotra Filonowicza. Potem trafiłam do Krakowa do Lartu i stamtąd dalej do teatru. W tej chwili jesteśmy związani z Narodowym Teatrem Edukacji i wystawiamy spektakle głównie dla szkół, związane z repertuarem szkolnym, lekturowym, ale zaczynamy też swoją drogę, jaką jest Teatr Oblubieńczy i do tego być może to wszystko prowadziło. A raczej na pewno.
Teatr Oblubieńczy to państwa nowy projekt?
Ł.K.: Tak, on jest w tej chwili jeszcze niesformalizowany, ale będzie w przeciągu tego roku. To jest taki nasz projekt w zasadzie na życie, bo Teatr Oblubieńczy to będą nie tylko spektakle, ale też i różne formy warsztatów teatralnych, prawdopodobnie też i rodzaj szkoły aktorskiej, to jest jakby taka inicjatywa, w której chcemy żyć już od tej pory.
A.S.: Taki całościowy, całe nasze życie właściwie. Moglibyśmy z niego uczynić dom.
Teatr to pasja, czy raczej sposób na życie?
Ł.K.: Pasja i sposób na życie. W jednej i drugiej ma tutaj bardzo ważny komponent. Bo teatr ma to do siebie, że bardzo trudno się go uprawia, jeżeli on nie jest pasją po prostu. Więc musi być ta miłość do teatru, a w naszym przypadku też miłość do siebie nawzajem, bo to jest taka podwalina Teatru Oblubieńczego.
A.S.: Mamy mocny fundament.
Ł.K.: On jest „oblubieńczy” właśnie wprost, ponieważ przez oblubieńców tworzony. Ta pasja i miłość jest nie tylko do teatru, ale też do siebie nawzajem i do życia. Więc to się wszystko komunikuje, składa na dom i jest to wieloaspektowe. Sposób na życie i pasja w naszym przypadku to po prostu to samo.
Czego widzowie mogą spodziewać się podczas nowego monodramu "Pieśń"?
Ł.K.: Monodram to jest troszeczkę przekorna, z przymrużeniem oka, nazwa, czy też podtytuł, bo pełen podtytuł brzmi „monodram na dwa głosy”, więc już to budzi jakby pewne wątpliwości co do tego, jaki to monodram skoro są dwa głosy. Właśnie taka formuła dwugłosu, który płynie jakby z jednego serca, wymagał właśnie takiego podtytułu i takiego opisu. Dla nas pieśń, która powstaje z dużą dozą inspiracji biblijną „Pieśnią Nad Pieśniami”, ale też i poezją, filozofią i przede wszystkim naszym własnym doświadczeniem, jest czymś, co wymagałoby właśnie takiego opisania, bo to są po prostu dwa głosy, które zlały się jakby w jedną opowieść, w jedną pieśń. Śpiewają jedną pieśń o miłości właśnie. O miłości, która przezwycięża lęk, która przezwycięża jakieś osobiste problemy, wady, która jest lekiem na zło. I to o tym jest ten spektakl, to wszystko brzmi szalenie podniośle, ale to jest tylko jedna strona medalu, bo staramy się, żeby przedstawienie było bardzo lekkie i zabawne. Plan jest taki, żeby widz wyszedł ze spektaklu uniesiony i lekki, z nadzieją oraz w dobrym humorze. Bo dużo humoru również zawiera.
A.S.: Chcemy opowiedzieć o tym, że to cało piękno, jakie jest związane z miłością, nie jest czymś dalekim, tylko właśnie bardzo bliskim i bardzo czułym, na wyciągnięcie wzroku, na wyciągnięcie uścisku dłoni. To jest właściwie zaproszenie do tego, żeby każdy odkrył to też dla siebie. I stąd też myśląc o widzu, bardziej myślimy, jak o kimś, kogo można zaprosić do wspólnego przeżycia czegoś. Do rozjaśnienia, do dania tej nadziei, Bo każdy z miłością wiele doświadczeń na pewno przeszedł, a chcemy mu dodać odwagi.
Ł.K.: Jest tam dużo z naszej korespondencji. Pisaliśmy do siebie w formie elektronicznej, ale jednak listy, bo to miało formę listu. Strasznie dużo tego jest i kiedy zaczynaliśmy to odsiewać, okazało się, że trzeba 99% z tego odsiać, bo nigdy w życiu nie stworzylibyśmy spektaklu, który objąłby to wszystko, co tam było powiedziane. Bo on by musiał chyba trwać z rok.
A.S.: Musiałby to być bardzo duży projekt. (śmiech)
Ł.K.: Tak, żeby w ogóle można by było tam to wszystko zmieścić. Więc jest to forma bardzo mocno wydestylowana i to, co my teraz mówimy, to jest również bardzo mały wycinek tego, co moglibyśmy powiedzieć.
Tematyka spektaklu dotyczy miłości. Czym jest dla Państwa miłość?
Ł.K.: No właśnie, gdyby odpowiedź na to pytanie była możliwa do sformułowania w słowach, to może łatwiej by wszyscy w tę miłość mogli uwierzyć. Ja bym powiedział, że może nie da się tego powiedzieć jakoś wprost, czy jakoś przy ziemi pozostając, bo dla mnie miłość to po prostu światło.
A.S.: To jest pierwsze, co chciałam odpowiedzieć tuż po pani pytaniu. Po prostu światłem. To jest takim światłem, które przenika po prostu całą istotę całego człowieka i go rozświetla na tyle, że jest i uniesiony, i gotowy naprawdę na wszystko. Jest odwagą, jest promieniowaniem, jest wdzięcznością, jest cudem. Jest cudem, ale takim cudem, którego nie można zostawiać tylko dla siebie i na szczęście mamy sztukę, którą możemy przekazywać. To, co się dzieje w człowieku wtedy, kiedy go tak oświetli.
Jakie są Państwa artystyczne plany na przyszłość?
A.S.: Teatr Oblubieńczy będzie powstawał i się rozwijał i „Pieśń” jest takim jego pierwszym ziarnem, które będzie, miejmy nadzieję, wzrastało jak najpiękniej. I to jest początek.
Ł.K.: Póki co planujemy rozwijać działalność Teatru Oblubieńczego nie tylko na polach sensu stricto artystycznych, ale także i warsztatowych, edukacyjnych, laboratoryjnych więc na tym będziemy się skupiać prawdopodobnie przez najbliższy czas. Chcemy, żeby w Teatrze Oblubieńczym, który będziemy tworzyć waśnie głównie we dwójkę, tematem oczywiście opracowywanym z różnej strony zawsze była miłość, więc kolejne projekty i kolejne nasze poszukiwania artystyczne będą zawsze pewnie krążyły wokół tego tematu albo ten temat będzie zajmował jakieś poczesne miejsce w tym, co będziemy robić. To się będzie jeszcze formować w najbliższych pewnie miesiącach i latach.
A.S.: Jest w tym pewna misja oblubieńcza związana z tym, żeby rzeczywiście koncentrować się na temacie miłości i to w kontekście dobierania repertuaru, organizowaniu warsztatów, czy pracy laboratoryjnej, czy społecznej, więc gdziekolwiek odkryjemy, że warto.
Aleksandrę Szablewską i Łukasza Kabusa zobaczymy na scenie podczas premiery monodramu „Pieśń” już w sobotę 11 lutego o godzinie 18:00 w Miejskim Centrum Kultury im. Henryka Bisty przy ul. Piotra Niedurnego 69.