Wiadomości z Rudy Śląskiej

Czytelnika należy traktować poważnie bez względu na jego wiek

  • Dodano: 2012-08-22 12:45, aktualizacja: 2015-10-01 14:20
Kazimierz Szymeczko to rudzianin, którego życie toczy się wokół książek. Ukończył filologię polską, pracuje w bibliotece i pisze książki, głównie dla dzieci. O swojej pasji opowiedział naszym Czytelnikom. 
 
 
Jak rozpoczęła się Pana przygoda z pisaniem? Czy to pasja, którą rozwija Pan od dzieciństwa, czy też narodziła się później?
Wcześnie zacząłem pisać wierszyki urodzinowe i okolicznościowe. Lubiłem występować, więc samo się rozwinęło, bo dużo czytałem. W szkole podstawowej prowadziłem gazetkę ścienną. W liceum brałem udział w konkursach literackich np. „O Rudzką Paproć”. Miałem okazję zmierzyć się z innymi, porównać, a nawet dorobić do kieszonkowego. O wydawaniu czegokolwiek drukiem, nie myślałem. Zostałem polonistą, a później bibliotekarzem. Pisanie traktowałem jako hobby.
 
 
Dlaczego bajki dla dzieci? Jak zainteresować opowiadaniem młodego czytelnika?
Dzieci to odbiorcy wymagający, bo szczery. Chwalą i krytykują bez oporów. Nie wiedzą jeszcze, co powinno się podobać nowoczesnemu Europejczykowi i nie są zmanierowane chwilową modą. Trzeba opowiadać im ciekawe historie z sensownym morałem. Tak to się toczy od czasów Ezopa. Język też jest specyficzny, bo nie można napisać, że „Budzik przy dużej dozie empatii społecznej był relatywnie mało asertywny”. Po co straszyć dzieciaki nowomową? Nie lepiej napisać, że „Budzik pracowicie odmierzał czas, lubił ludzi i inne przedmioty, ale nikt nie doceniał jego pracy”? Czytelnika należy traktować poważnie bez względu na jego wiek.
 
 
Jak doszło do Pana pierwszych publikacji? Czy długo trzeba było czekać na wydanie opowiadań? Czy ktoś namawiał Pana do opublikowania swoich utworów?
W roku 1995 panie, które prowadziły zajęcia z literatury dla dzieci i młodzieży na kursie dla bibliotekarzy „zmusiły mnie”, żebym wysłał do redakcji „Guliwera” (dwumiesięcznik o literaturze dla dzieci) dwa teksty popularnonaukowe. Kiedy pierwszy tekst ukazał się, pojechałem na spotkanie redakcyjne (szanowny organ miał siedzibę w mieszkaniu prof. Joanny Papuzińskiej). Miałem w Warszawie pół dnia wolnego, więc wstąpiłem do redakcji „Świerszczyka” i zostawiłem kilka rękopisów. Pierwsze bajki ukazały się jesienią 1996 r. Nie planowałem, że zostanę pisarzem. Czasami człowiek wybiera sobie zawód, a czasami to zawód wybiera sobie człowieka. Znalezienie solidnego wydawcy to często loteria. Pierwszą książkę wydałem w Poznaniu (Podsiedlik - Raniewski), kolejne w łódzkim wydawnictwie „Literatura”. Przygoda z pisaniem dla „Ossolineum” trwała krótko, bo firma ma 200 lat tradycji, ale nie nauczyła się jeszcze płacić honorariów żyjącym autorom. Od pomysłu na książkę, do ukazania się tytułu na ladach księgarskich może minąć rok lub trzy lata.
 
 
Czy pisał Pan wcześniej "do szuflady"?
Jeżeli ktoś twierdzi, że pisze do szuflady, a jednocześnie szturmuje wszelakie redakcje, to jest hipokrytą. Albo się pisze dla wąskiego grona znajomych (i potomności) albo się bierze maszynopis pod pachę i szuka się wydawcy. Nigdy nie myślałem o publikacji moich wczesnych utworów. Może ukażą się w pośmiertnie wydanych „Dziełach Wszystkich” Szymeczki, ale to już nie moje zmartwienie (uśmiech).
 
 
Jakie jest zainteresowanie młodych ludzi książkami, czytaniem? Czy w dobie internetu nie jest to relikt, który nie przemawia już do dzieci?
Zainteresowanie jest na tyle duże, że opublikowałem ponad dziesięć książek dla dzieci i młodzieży i (co ważniejsze) nie zalegają one w magazynach ani na półkach. Nie chodzę głodny i mam kilka par butów. Jeśli ktoś chce rozrywki lekkiej łatwej i przyjemnej, może sięgnąć po dobrze napisaną książkę lub oglądać „Przepisy kulinarne na taniec z gwiazdami idola na lodzie Big Brathera”. Jeśli jeszcze nie ma takiego programu, to kiedyś będzie. Efekt jest taki, że szukając coraz łatwiejszych rozrywek, mamy kłopoty z odczytaniem SMS-a bez poruszania wargami. Nie twierdzę, że wszyscy muszą czytać. Jeśli czytać będzie dwadzieścia procent społeczeństwa, to literatura przetrwa. Tak było w czasach Kochanowskiego i wcześniej. Czytanie jest czynnością elitarną, a nie powszechnym przykrym obowiązkiem. Jeśli ktoś chce dołączyć do elity, to ma okazję, bo dobrych książek nie brakuje. Internetu używam i jest to narzędzie pożyteczne, ale tylko narzędzie, a nie nowy bożek. Kto tego nie widzi, niech zamieszka w świecie wirtualnym. Zawsze znajdzie się ktoś, kto mu powie, że to słuszny wybór. Mamy przecież wolną wolę i podobno rozum. Prawda?
 
 
Pana życie kręci się wokół książek. Jest Pan pisarzem, ale również bibliotekarzem. Ciągle blisko książek...
Jeszcze w starym domu dziadków potrafiłem godzinami siedzieć na nocniku i oglądać kolorowe bajki. Miałem tych książek (często kupowanych przez wujka – studenta w księgarni radzieckiej naprzeciw AGH), cały karton. Teraz mniej czasu spędzam w toalecie, ale w mieszkaniu mam ponad 50 metrów bieżących książek. Nie liczę ich na sztuki. Wiem tylko, że znowu mam za mało półek. Coś tam jednak z nawyków wypracowanych w dzieciństwie pozostaje. Nie ma to wiele wspólnego z zawodem.
 
 
Czy rudzianie dużo czytają? Co najchętniej? Jakie są obserwacje Pana jako bibliotekarza?
Czytają tyle, ile potrzebują. Co? Od wieków zawsze najlepiej sprzedaje się seks i przemoc. Ostatnio mamy tego tyle, że nastała moda na książki kucharskie i publikacje o Papieżu Polaku. Zobaczymy, jakie nurty w literaturze przyjdą za dziesięć lat. Może o szlachetnych homoseksualistach, którzy ekologicznie uporali się z kryzysem światowym i przekonali islamskich terrorystów do życia w socjalizmie? (uśmiech). Natura ludzka jest niezmienna. Zmienia się tylko opakowanie produktu. Książki opowiadają te same historie, co przed wiekami, tylko bohaterowie i  język się zmieniają na lepsze lub gorsze. Czasem wymienia się papier na inny nośnik. Prywatnie mogę zachęcać do czytania literatury pięknej. Można ją łatwo rozpoznać po tym, że (jak sama nazwa wskazuje) jest pisana językiem pięknym lub przynajmniej zgrabnym. Nie dzielę literatury na wyższą i niższą. 
 
 
Jakie plany na przyszłość? Czy ma Pan kolejne pomysły na książki?
Tak, ale o planach nie lubię rozmawiać. Jesienią ukaże się powieść dla młodzieży „Wywrotka”, którą pisałem zimą ubiegłego roku. Teraz pracuję nad inną powieścią. Jeśli się ukaże, Czytelnicy ocenią, czy jest dobra.
 
 
Jak podoba się Panu portal RudaSlaska.com.pl?
Skoro zgodziłem się na udzielenie wywiadu, to znaczy, ze cenię go wyżej od brukowców. Z tego, co wiem, zaglądają tutaj różni ludzie. Po ilości i jakości komentarzy widać, że większość z nich potrafi czytać ze zrozumieniem. Zaglądam tu, bo jestem rudzianinem i czasem jestem ciekaw, co się dzieje w moim mieście. A czy ktokolwiek dobrnie do końca tego wywiadu, tego nie wiem. Myślę, że kilka osób na pewno, bo albo nazwisko obiło im się o uszy, albo jakieś zdanie ich rozbawi lub zaskoczy. Pozdrawiam potencjalnych Czytelników i życzę wiele radości z samodzielnych wyborów. 
Czytelnika należy traktować poważnie bez względu na jego wiek


Źródło: Redakcja B.J.

Komentarze (1)    dodaj »

  • Barbara

    Takich ludzi w Rudzie potrzebujemy coraz więcej! Pozdrawiam serdecznie Pana Szymeczkę!

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również