Wiadomości z Rudy Śląskiej

Kino musi mieć markę - Ewa Brzezińska-Dłóciok

  • Dodano: 2015-04-29 09:00, aktualizacja: 2015-10-01 13:54

O starym zabytkowym kinie, które niedawno przeszło gruntowną modernizację, jego przeszłości i obecnym stanie, „kawiarni KaFe In-ni” oraz  gustach filmowych, rozmawiamy z Ewą Brzezińską-Dłóciok - właścicielką kina „Patria” w Nowym Bytomiu.

Historia „Patrii” sięga czasów sprzed II wojny światowej. Proszę na początek opowiedzieć o tym, jak powstało kino?

W 1937 roku mój dziadek szukał miejsca pod wybudowanie kamienicy dla całej swojej rodziny, a burmistrz Nowego Bytomia, gdy się o tym dowiedział, wezwał go i zaproponował mu dużą działkę. Jednak pod takim warunkiem, że postawi na niej kino. Dziadek był kupcem i nie znał się na branży filmowej, dlatego potrzebował czasu do namysłu. Zaczął jeździć po kinach i w końcu stwierdził, że jest ono dobrą lokatą kapitału. Tym sposobem w kwietniu 1937 roku rozpoczęła się budowa kina, natomiast we wrześniu otworzyło ono swoje progi dla widzów i zaczęło bardzo dobrze prosperować. Filmy wyświetlane były codziennie jeden po drugim. I tak było do 1939 roku.

A co działo się z kinem w czasie wojny?

Kiedy do Polski wkroczyli Niemcy, zaczęły się problemy, bo ktoś wykorzystał to, że dziadek był powstańcem śląskim i usunął go z kina. Wtedy też Niemcy przejęli kino, a dziadek trafił do obozu w Dachau. Po wojnie miał nadzieję, że uda mu się odzyskać kino, ale przejął je Film Polski, a dziadek został tylko kierownikiem, jednak cały czas próbował je odzyskać, bo był bardzo do niego przywiązany.

Właśnie dopiero po wielu latach udało się odzyskać kino „Patria”, które znowu stało się własnością Pani rodziny. Jak to się stało, że Pani je przejęła?

Przyznam, że znalazłam się w tej sytuacji całkiem przypadkowo, ponieważ w 1990 roku kina przeszły dużą reorganizację, w taki sposób, że przechodziły w ręce prywatnych dzierżawców - ajentów. Właśnie w tamtym czasie kierowniczka kina, która zarządzała nim po moim dziadku, kiedy przechodziła na emeryturę, zgłosiła się do nas i stwierdziła, żeby najlepiej ktoś z rodziny dziadka zainteresował się kinem. Padło na mnie. Zdecydowałam się, że zaopiekuję się „Patrią”.

Jak zatem wyglądał początek Pani przygody z „Patrią”?

Na początku zarządzałam kinem jako jego kierownik, podlegający Okręgowemu Przedsiębiorstwu Rozpowszechniania Filmów, a było to między rokiem 1986 a 1990, ale potem w 1990 roku, kiedy nastąpiła zmiana w naszej gospodarce krajowej, zaczęłam prowadzić kino sama. I mimo że miałam już pewne doświadczenie w zarządzaniu kinem, to jednak frekwencja była tutaj zawsze niska i wiedziałam, że filmy, które na przykład w Katowicach cieszyły się dużym zainteresowaniem, to tutaj nie miały takiego wzięcia. Najpierw postanowiłam sobie, że będę prowadziła kino dopóki nie będę musiała do niego dokładać, ale potem przyzwyczaiłam się, przywiązałam do „Patrii” i zaczęłam darzyć ją sentymentem, i koniecznie chciałam ją utrzymać. Potem schody zaczęły się znowu w 2001 roku. Myślałam, że to już będzie koniec kina, bo zaczęły wtedy powstawać multipleksy - kina nastawione na zysk, a „Patria” nie generuje zysków. Z filmów, które wyświetlamy z ledwością możemy utrzymać kino.

W Pani kinie rzadko wyświetlane są głośne filmy komercyjne. Czy to z tego powodu, że „Patria” jest kinem studyjnym?

Tak do końca „Patria” nie jest typowym kinem studyjnym, bo teraz przechodzimy z kina bardzo wysublimowanego, niszowego w kino familijne i mądre kino komercyjne. Czasem jednak nie mam innej możliwości i muszę wyświetlać filmy mniej znane, ponieważ w momencie powstania multipleksów, dystrybutorzy przestali nam dawać hity filmowe. Mogliśmy korzystać tylko z wyboru bardziej niszowych filmów. Zdarzały się też sytuacje, iż mimo tego, że miałabym pełną salę widzów i film mógłby mieć dużą oglądalność, to dystrybutorzy nie chcieli dać mi hitów, ponieważ woleli wyświetlać je w multipleksach. Mogę powiedzieć, że multipleksy zabrały nam pewne grupy widzów, na przykład młodzież, które generują zyski. Kolejną przeszkodą było to, że nie mogliśmy wyświetlać różnych hitów z efektami specjalnymi, które dobrze się oglądało w multipleksach, bo mieliśmy tylko aparaty analogowe.

Jednak teraz kino „Patria” jest już kinem cyfrowym, a wszystko to dzięki gruntownemu remontowi, który zmienił i ulepszył wiele rzeczy...

Tak. Zaczęło się od potężnego remontu trzy lata temu, który był bardzo kosztowny. Połowę sfinansował Instytut Sztuki Filmowej, a resztę będziemy jeszcze długo spłacać. W każdym razie przez 10 lat muszę utrzymać kino, żebym nie musiała zwracać tej dotacji. Poza tym, w 2006 roku przystąpiłam do Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych, co pomaga mi w opiece nad kinem, a oprócz tego w edukacji filmowej i w różnych sprawach dotyczących kina. Jest to jedna z niewielu form pomocy, na którą mogę liczyć, bo na przykład nie mam żadnego wsparcia ze strony miasta, ponieważ „Patria” traktowana jest jak przedsiębiorstwo prywatne, a nie instytucja kultury.

Ale zaczęło się od tego, że chciała Pani otworzyć kawiarnię w kinie?

Doszłam do wniosku, że nie może to być tylko zwykłe kino, tylko że powinno się tutaj dziać dużo więcej innych rzeczy. Pomyślałam, że w kinie przydałoby się miejsce, gdzie ludzie mogą zobaczyć film, porozmawiać, spędzić czas w filmowej atmosferze. Rozpoczęłam współpracę z działaczami Rudzkiego Stowarzyszenia Inicjatyw Niebanalnych, którzy chcieli założyć kawiarnię i otrzymali dotację na ten cel. Wtedy też zaczął się cały remont, bo żeby kawiarnia mogła funkcjonować, potrzebny jest na przykład remont sanitariatów. W kolejnym roku zrobiliśmy remont dachu, dzięki dotacji z Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, jednak później trzeba było zmienić nasze kino na cyfrowe. I wtedy nadszedł czas na podjęcie decyzji, czy kino umiera śmiercią naturalną, czy walczymy dalej o środki na jego modernizację. Ja nie chciałam jednak, żeby kino upadło, bo traktuję je jak swoje trzecie dziecko i nie mogłabym patrzeć na to, jak powstaje w nim Tesco czy Biedronka.

A co dla kina oznacza cyfryzacja i czy była konieczna?

Cyfryzacja daje nam lepszy obraz i przede wszystkim mamy dojście do wszystkich filmów, tak że zaczynamy grać filmy premierowe. Cyfryzacja wymusiła jednak zmianę dźwięku. Mamy też zupełnie nowy ekran, który jest jakby nowym sercem w starym kinie. A przekształcenia te były konieczne, aby kino mogło dalej istnieć, ponieważ skończyła się już era kopii analogowych, a dystrybucja wymusiła zmiany w szybkim czasie – po prostu kina, które nie zrobiłyby tego, nie miałyby szans na dalsze istnienie.

Czy zmiana z kina analogowego w cyfrowe spowodowała też to, że na seanse przychodzi więcej osób?

Tak, dzięki temu trochę zwiększyła się frekwencja, ale nadal wśród ludzi jest zakorzenione takie przekonanie, że u nas w kinie grane są tylko stare filmy. Jednak wydaje mi się, że powoli to się zmienia, dlatego mam nadzieję, że widzowie docenią te wszystkie przekształcenia i znajdą przyjemność w nowym obrazie i dźwięku. Niestety nie mam funduszy na to, żeby rozreklamować jakiś film. Takie coś jest zadaniem dystrybutora, który jeśli nie wypromuje danego filmu odpowiednio, to ja nic na to nie poradzę. Mogę wymyślać inne sposoby, żeby przyciągnąć widzów.

Jakie to są działania?

Na przykład od 13 lat prowadzę Akademię Filmową i w ten sposób staram się, głównie wśród młodzieży, wypromować kino i różne ciekawe filmy. Akademia Filmowa jest prowadzona we współpracy z Filmoteką Narodową, która pomaga finansowo. Poprzez tanie bilety oraz spotkania, prelekcje, możemy wpłynąć na ukształtowanie przyszłego widza. Pokazać, że istnieją inne filmy niż te, które są grane w multipleksach. Wyświetlamy wtedy filmy mądre i takie, które przekazują pewne wartości, a oprócz tego dopasowujemy je do konkretnego wieku. Pomagają nam w tym pracownicy naukowi lub absolwenci kierunków filmowych. Mamy też DKF, czyli Dyskusyjny Klub Filmowy. Jednak klub ten był pierwotnie dofinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, a teraz prowadzi go Rudzkie Stowarzyszenie Inicjatyw Niebanalnych. Jednak zmniejszyła się dotacja na to przedsięwzięcie o połowę i przez to robimy mniej. Organizujemy też kolonie letnie dla dzieci i młodzieży.

Jak często odbywają się zajęcia w ramach Akademii Filmowej?

Kilka razy w miesiącu i są organizowane dla szkół podstawowych, dla gimnazjalistów, licealistów, a w zeszłym roku także przyłączył się do nas Rudzki Uniwersytet Trzeciego Wieku.

A od czego zależy wybór filmów, które grane są w kinie „Patria” i kto decyduje o wyborze?

W 2001 roku postanowiłam, że to kino musi mieć markę i że będziemy grać tylko interesujące i wartościowe filmy. W sumie to świadomie zrezygnowałam z typowych filmów komercyjnych, chociaż po cyfryzacji kina, mogłam je wyświetlać. A żeby ułożyć repertuar, siedzę czasem kilka dni, czytam opisy filmów, kieruję się opiniami i zainteresowaniem widzów i wiem mniej więcej, jakie filmy ludzie chcą oglądać, a jaki nie. Wybieram tylko te pozytywnie oceniane i komentowane.

A czy widzowie mają jakiś wpływ na repertuar kina?

Oczywiście. Czasem podpowiadają mi tytuły, jakie chcieliby zobaczyć w „Patrii” i staram się im to umożliwić. Mam grono stałych widzów, którzy doradzają mi w wyborze filmów.

W jaki sposób próbuje Pani zachęcić mieszkańców Rudy Śląskiej do odwiedzania kina?

Staram się utrzymać niskie ceny biletów, bez skoków weekendowych. Ceny u nas są zawsze takie same. Jest też tani bilet familijny po 10 zł od osoby, co przyciąga szczególnie rodziców z małymi dziećmi. Dodam, że „Patria” jest przyjazna małym dzieciom, rodzinom z dziećmi, starszym ludziom, ze względu na dogodnie urządzone wnętrze.

Na jakie seanse mogą szykować się kinomanii w najbliższym czasie?

Będziemy grali „System”, „Klub dla wybrańców”, „Sekrety morza” oraz „Wiek Adaline”.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze (1)    dodaj »

  • Adam

    Piękne kino!!! Szkoda tylko, że takie niedocenione. Rudzianie nawet nie wiedzą, jaką perełkę mają w swoim mieście :)

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również