Wiadomości z Rudy Śląskiej

Przez Chiny, Mongolię i Rosję - wspomnienia z podróży

  • Dodano: 2012-08-16 22:30, aktualizacja: 2017-10-16 13:21
Rozmawiam z Barbarą Podgórską, dziennikarką i autorką książek o ostatniej podróży do Azji. 
Ile trwała podróż? 
Podróż wraz z przelotami trwa 35 dni, więc dość długo. Całe 5 tygodni. 
 

Z kim Pani pojechała? 
Wybrałam się z moją siostrą Urszulą oraz jej mężem Andrzejem. Szwagier zajął się organizacją, zaplanował wszystko niemal co do sekundy i dzięki temu uniknęliśmy nieprzyjemnych niespodzianek. 
 

Chce Pani powiedzieć, że cała podróż odbyła się bez niespodzianek? 
Były, ale na szczęście niegroźne. Na lotnisku w Pekinie moja torba podręczna została bardzo dokładnie obwąchana przez psa – okazało się, że nie mogę mieć jabłek. Mimo że wyglądały bardzo apetycznie, musieliśmy je oddać.
Później moja siostra popełniła jedną pomyłkę, która była dość zabawna. Wychodząc z metra, zamiast karty z metra, wsunęła tam kartę hotelową. Na szczęscie, wiązało się to jedynie z dodatkowym kosztem.
 
 
Jak było w Chinach? 
W Pekinie spędziliśmy 4 dni, zwiedziliśmy tam Zakazane Miasto, Mur Chiński. Stare Chiny to jedna główna ulica, od której odchodzi wiele wąskich uliczek. Życie tętni na ulicach – wszędzie stoiska z jedzeniem, nawet usługi, np. naprawa butów, rowerów, fryzjer. Na ulicach panuje porządek, nie ma śmieci, nie ma osób pijanych. Życie tętniło na ulicy do późna, sklepy otwarte do późna. 
Ten porządek uderzył nas również na dworcu kolejowym – po pierwsze każdy bagaż był sprawdzony, prześwietlony, po drugie każdy peron miał swą osobistą poczekalnię. Pociąg podjeżdżał wg określonego porządku – każdy wagon zatrzymywał się w określonym miejscu. Absolutnie nie ma miejsca żadne przepychanie, każdy posiada własne miejsce. 
Zwiedziliśmy Beidaihe, czyli jeden z popularniejszych kurortów wypoczynkowych – tam napisy były po chińsku i po rosyjsku, nastawieni byli na turystów. Tam podróżowaliśmy ciekawym środkiem lokomocji - zmotoryzowaną wersją zwykłej rikszy (tuk-tuk).  
 

Następny przystanek? 
Z Chin jechaliśmy do Mongolii, do Zamen Uud. Różnica między Chinami, pięknymi, zadbanymi, pełnymi zieleni a Zamen Uud, które przypomina pustynię, była bardzo znacząca. Miasto wyglądało biednie. W sklepie trafiliśmy na polskie produkty ( ogórki konserwowe, czekolada). Na miejscu trwała burza piaskowa – byliśmy obsypani ceglanym pyłem.  
Stamtąd pojechaliśmy pociągiem do Ułan Bator. Wiele czasu straciliśmy na poszukiwanie korzystnego cenowo hotelu. Później zorganizowaliśmy sobie wycieczkę na pustynię Gobi. W jurcie jedliśmy buzy, czyli pierożki nadziewane baranim mięsem, gotowane na parze. Za opał do piecyków służą tam baranie odchody. W niektórych jurtach była elektryczność, ale nie wszędzie. 
 

Po Mongolii przyszedł czas na...
...na Rosję. Z Ułan Bator pociągiem dojechaliśmy do Irkucka. I kolejne poszukiwania hotelu. Odwiedziliśmy tam ciepłe wody, piękne wodospady. Odwiedziliśmy Archan i Olchon, największą wyspę bajkalską, zasiedloną w większości przez Buriatów i uważaną za sakralne centrum szamanizmu na świecie.
W Buriacji w mieście Ułan Ude widzieliśmy piękne domy – niebieskie okiennice, trzy okna w każdym domu, rzeźbienia od okna aż po dach. Każdy dom inaczej przystrojony. Buriaci mieli powiedzenie, że dobry człowiek zawsze przynosi deszcz. A my zawsze podróżowaliśmy "z deszczem" ( uśmiech). 
Następnie wybraliśmy się do Moskwy, gdzie podczas dwóch dni zobaczyliśmy Arbat, Plac Czerwony, Mauzoleum Lenina i Cerkiew Wasyla Błogosławionego.
W Rosji spotkała nas jedna ciekawa historia – podeszły do nas dwie młode dziewczyny – okazało się, spotkanie z bliźniaczkami i rozmowa z nimi miało skutkować spełnieniem marzenia. 
Bezpośrednio z Moskwy wracaliśmy samolotem do Polski. 
 

A koszt całej wycieczki
Około 8 tysięcy złotych. Sam przelot samolotem to koszt ok. trzech tysięcy. Mieszkaliśmy w hotelach ekonomicznych, gdyż właśnie zakwaterowanie to największy koszt. Najdrożej było w Moskwie. Duży koszt to również miejscowe wycieczki. Z kolei jedzenie było tanie. 
 

A jak Państwu smakowało jedzenie? 
Śniadania sami sobie przygotowaliśmy. Na obiady chodziliśmy do baru lub restauracji. W Chinach wybieraliśmy często potrawy, które ktoś już jadł. Porcje były zawsze duże. Z kolei szwagier wybierał zawsze danie z karty – nigdy nie wiedział na co trafi. Choć raz nieco pożałował swojej decyzji, bo jedzenie było bardzo ostre. Na szczęście nigdy nie mieliśmy problemów żołądkowych. Choć przyznam szczerze, że zapas leków ze sobą zabraliśmy.   
 

Jakim językiem Państwo się posługiwali? 
W Chinach po angielsku, w Mongolii i w Rosji – po rosyjsku. W Mongolii pomogła nam kobieta – Ajusza, która znała rosyjski. Pomogła nam zorganizować transport m.in. na pustynię Gobi. Trochę też "na migi", z taksówkarzami umawialiśmy się na określoną kwotę – pokazywaliśmy ją np. na kalkulatorze. 
 

Ta wyprawa jednak kojarzyła się z niebezpieczeństwami. Czy u Państwa wszystko było w porządku? 
Ogólnie tak. Rzeczy wartościowe, paszporty zawsze nosiliśmy ze sobą, jedynie plecaki z ubraniami zostawialiśmy w hotelach. 
Choć mieliśmy jedno zdarzenie, gdy byliśmy w Mongolii. Szwagier podczas wieczornego spaceru, nagrywał kamerą. Podbiegła do niego grupa młodych chłopaków, jeden z nich próbował wyrwać mu kamerę. Na szczęście nie doszło do żadnego nieszczęścia.  
 

Dużo zdjęć przywiozła Pani z wycieczki? 
Bardzo dużo, około 3 tysięcy. 
 

Co Pani zakupiła podczas wycieczek
Dla wnuczek kupiłam matrioszki, wachlarze oraz ozdobne lusterka. Mogły to być jedynie małe podarki, bo nie miałam miejsca w plecaku, by je przewozić. 
 

A co było problemem? 
Chyba stan sanitarny, wiele toalet nie spełniało podstawowych wymagań higienicznych. 
 

Czy było warto? 
Oczywiście. To inna kultura. Cieszę się szczególnie, że mogliśmy zobaczyć pustynię Gobi. Ten krajobraz z pewnością się zmieni, kiedy bardziej ingerencyjnie wkroczy tam cywilizacja, kiedy zmieni się infrastruktura. 
Po drugie sami zobaczyliśmy takie miejsca, które nie są prezentowane w programie innych wycieczek. My sami decydowaliśmy o tym, co chcemy zobaczyć, na co poświęcić czas i pieniądze. 
 

Kiedy następna wyprawa? 
We wrześniu ponownie jadę do Chin, ale obecnie będzie to zorganizowana wycieczka, na 15 dni. 
 

Dziękuję za rozmowę. 
 

Komentarze (3)    dodaj »

  • Małgorzata

    A kto jest autorem tego artykułu/kto przeprowadził wywiad? Bo jest napisane, że "Rozmawiam z panią Barbarą..." i "Dziękuję za rozmowę", ale kto rozmawia i kto dziękuję to nie wiadomo:)

  • Basia

    Barbara Wawrzos - ŁukomskaRedakcja RudaSlaska.com.pl

  • antyfan

    naprawdę świetna historia...

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również