Kilkanaście wesołych, rozgadanych kobiet w rękach dzierżących druty czy szydełko i mnóstwo pięknych ręcznie wykonanych prac rozłożonych na stole. Do tego dobra kawa i wymiana doświadczeń – tak wyglądają wtorkowe spotkania Klubu Rękodzieła Artystycznego „Tęcza” w Domu Kultury Bielszowice.
Jak długo już istniejecie jako klub w Domu Kultury Bielszowice?
Pani Stefka: Klub Rękodzieła Artystycznego istnieje już 11 lat. W ubiegłym roku obchodziłyśmy okrągłą rocznicę istnienia. Kilka z nas chodzi tutaj od samego początku, inne dołączyły trochę później.
Pani Małgosia: Ja mam na swoim koncie już 9-letni staż w „Tęczy”. Przez ten czas nauczyłam się wielu nowych technik i możliwości, jakie daje rękodzieło.
Ile Was uczęszcza na spotkania?
Pani Stefka: Jest nas obecnie 13. Są to same kobiety. Żaden mężczyzna nie był chętny, żeby do nas dołączyć (śmiech). Bywały lata, w których było nas prawie 20. Obecnie przydałoby się więcej uczestniczek zajęć. Cały czas czekamy na nowe twarze. Każdy jest u nas mile widziany.
Jaki rodzaj robótek wykonujecie?
Pani Stefka: Haftujemy, „sztrykujemy”, „heklujemy”, wyszywamy... Wszystko, co mieści się w ogólnej nazwie robótki ręczne, jest nam bliskie. Każda z nas ma swoje ulubione robótki, ale chętnie też podejmujemy się nowych, nieznanych dotąd metod i rodzajów. Jedna z nas przyniesie jakiś nowy wzór, nauczy się innej techniki i już zaraża tym koleżanki.
Pani Małgosia: Na wtorkowych spotkaniach wymieniamy się wzorami, omawiamy, co która nowego zobaczyła, nauczyła się albo wykonała. Przynosimy swoje świeżo wykonane prace, a przy okazji jest to okazja do „klachów” i wspólnego pośmiania się.
Po przyniesionych robótkach i wzorach widzę, że rozpoczęłyście już sezon świąteczny?
Pani Stefka: Owszem. Listopad to czas, w którym bierzemy się za bożonarodzeniowe ozdoby. Wykonujemy bombki, dzwonki i aniołki na szydełku, haftujemy motywy na kartki świąteczne, "heklujemy" serwetki. Koleżanka przyniosła frywolitkowe śnieżynki, które chciała nam pokazać.
Organizujecie czasem wystawy swoich robótek. Czy dzięki temu także sprzedajecie swoje prace?
Pani Stefka: Podczas wystaw w Domu Kultury możemy szerzej się pokazać. Rzadko jednak udaje się coś sprzedać. Wszystkim podobają się ręcznie wykonane ozdoby, doceniają naszą pracę, ale okazuje się, że są one według nich za drogie. Rękodzieła nie można sprzedać za przysłowiowe grosze, bo same nici do szydełkowania kosztują na przykład 22 zł za motek. Trzeba więc zarobić chociaż na materiał. Na szczęście my nie robimy tego dla pieniędzy. Mnie tam nigdy nie udało się nic sprzedać i nawet się z tego cieszę. Największą uciechą dla mnie jest, gdy podaruję komuś bliskiemu swoją pracę i widzę jego radość.
Pani Irena: Wolałybyśmy, aby wystawy naszych prac były organizowane w taki sposób jak wcześniej. Wtedy robótki były rozłożone na stołach, można było je dotknąć i dokładnie zobaczyć. Obecnie prace wystawiane w antyramach nie są już tym samym. Nie możemy też już pokazać naszych przestrzennych prac, a jedynie te płaskie, jak na przykład serwetki. Rękodzieło powinno być dla odwiedzających czymś namacalnym. Może dlatego nie ma na nie chętnych.
Pani Małgosia: Dzięki tym wystawom zawsze udaje nam się zachęcić kogoś do przyjścia na nasze spotkania, a to też ważne. Zachęcamy panie, które jeszcze nie rozpoczęły przygody z haftem czy robieniem na szydełku. Mile widziane są także te osoby, które już same tworzą i chciałyby się tym podzielić w gronie pasjonatek.
Na spotkania przychodzą tylko panie z Bielszowic?
Pani Małgosia: Nie! Spotykamy się w gronie osób mieszkających w całej Rudzie Śląskiej, a nawet i okolicach. Są u nas panie z Bielszowic, ale chętnie przychodzą też panie z Nowego Bytomia, Halemby, a nawet z Zabrza. W mieście nie ma praktycznie podobnego klubu. Ale wiąże się to z faktem, że nie ma zbyt wielu chętnych do uczęszczania do takiego miejsca.
...Ludzie nie mają czasu?
Pani Małgosia: Młodzi nie mają czasu, a starsi znajdują wymówki – to za słabe oczy, to bolące ręce. My za to jesteśmy jeszcze bardzo sprawne! (śmiech). Rzeczywiście, brak czasu to główny powód, dlaczego jest tak mało chętnych na podobne spotkania, tym bardziej wśród młodych.
Pani Irena: A mnie wnuczka kupiła nici do wykonywania frywolitek, żebym nauczyła się tej techniki, bo spodobały jej się znalezione w internecie zdjęcia wykonanych prac. Nie umiałam na początku „załapać” tej umiejętności, aż tu nagle wnuczka podpatrzyła instrukcję wykonania takiej frywolitki, wzięła do ręki nić i igłę i sprawnie wykonała taki element. Młodzież ma dużo umiejętności i posiada szybkość uczenia się. Powinna więc być w tym dobra. Ja uczę moją wnuczkę rękodzieła. Jeśli nie teraz, na pewno kiedyś wykorzysta tę wiedzę.
Czym jest dla Was wykonywanie robótek?
Pani Irena: To jest relaks i sposób na wszystkie depresje. Wtedy nie myśli się o problemach, zmartwieniach, tylko o tym, jak poprawnie wykonać daną rzecz. Tu łatwo się pomylić na przykład w liczeniu oczek. Można coś przeoczyć i już cała praca idzie na marne. To też jest dodatek na przykład podczas oglądania telewizji. Robótki to same plusy! Zamiast obgadywania sąsiadów, siedząc w oknie, my bierzemy się za „sztrykowanie”! (śmiech)
Pani Basia: Coś w tym jest. Ja wręcz, żeby skupić się na tym, co oglądam w telewizji, muszę coś „heklować”. To ćwiczy też nasz mózg, wyrabia podzielność uwagi, a przede wszystkim daje dobrą odskocznię i nie pozwala się nudzić.
Ile czasu zajmuje wykonanie na przykład takiej pięknej serwety?
Pani Stefka: To zależy od wielu czynników. Są dni, w których całe popołudnia i wieczory spędza się z szydełkiem czy drutami, a czasem przez miesiąc nie weźmie się ich do ręki. Wiele zależy też od nastroju.
Pani Małgosia: Trudno jest określić jakiś czas. Robimy to przede wszystkim dla siebie. Nie musimy trzymać się ściśle terminów (śmiech).
Życzę Paniom kolejnych dziesięcioleci istnienia klubu i Waszej wspaniałej twórczości.
Pani Stefka: Dziękujemy i zapraszamy na spotkania. Pokażemy, pomożemy, a może też i my czegoś nowego się nauczymy!