„Śląskie Strachy” czyli opowieść o dawnych wierzeniach: 12 lipca o godz. 18.00 w Browarze Śląskim Alternatywa miało miejsce spotkanie z Andrzejem Godojem, kustoszem Muzeum Miejskiego im. Maksymiliana Chroboka w Rudzie Śląskiej, który z przymrużeniem oka opowiedział o postaciach, którymi dawniej straszono dzieci.
- Bebok
- Diabeł
- Skarbnik
- Nocnica, klękanica
- Świetla, Świetlik
- Heksa
- Południca
- Strzyga, strzygoń
- Zmora
- Utopce
- Postaci realnie istniejące
Podczas godzinnego wystąpienia Andrzej Godoj stworzył swoiste abecadło śląskich strachów. Choć dziś wiele z tych postaci została już zapomniana, to w polskiej kulturze ludowej wierzenia demoniczne zajmują wiele miejsca. Dzieje się tak dlatego, ponieważ w archetypie słowiańskich kultur ludowych pojawiają się skłonności do mitologiczno-symbolicznej personifikacji różnego typu zjawisk oraz procesów, jakie zachodzą w przyrodniczo-społecznym otoczeniu człowieka. Warto zaznaczyć, że nie we wszystkich wytworach kultury mówi się wprost o obecności demonów. Czasami są traktuje się je metaforycznie. Demony nie muszą także uosabiać konkretnych sił, lecz mogą być utożsamiane z istotami żyjącymi w przeszłości na ziemi. W ciągu wieków fantastyczne wyobrażenia demoniczne uległy ewolucji.
- Nie ma strachu irracjonalnego, strach jest tą emocją, która towarzyszy nam od zawsze. Wydaje się, że ten strach chyba najbardziej popularny, czyli strach przed ciemnością jest tak stary, jak sam człowiek – mówi Andrzej Godoj.
Bebok
Kto z nas nie słyszał kiedyś w dzieciństwie „przyjdzie bebok i cię weźmie”? To postać bardzo popularna na terenie Śląska. Jak wygląda? Tego nikt nie wie.
- Bebok to po prostu strach, lęk przed czymś. Kultura Górnego Śląska, tej przemysłowej części, powstała w wyniku zderzenia świata rustykalnego, wiejskiego z miejskim. Ludzie mieszkający na wsi z całym swoim bogactwem symboliki, wierzeń, tradycji związanych z przyrodą, nagle stali się mieszkańcami miast. Nie mieszczanami, bo to zupełnie inna klasa. Do miasta przynieśli swoje wierzenia. W tym i beboka – dodaje historyk.
Beboka można było spotkać w stajni, stodole czy w oborze. Jak podkreśla Andrzej Godoj, stwór ten występował wszędzie tam, gdzie znajdowały się potężne zwierzęta, maszyny rolnicze i narzędzia. Bebok znajdował się tam, gdzie dziecka nie powinno być ze względów bezpieczeństwa. Straszenie bebokiem miało zapobiec chodzeniu w te niebezpieczne dla zdrowia dziecka miejsca. A spotkanie z tym stworem groziło separacją od rodziców, czego - rzecz jasna - bały się dzieci.
- To strach bezosbowy, a jego przerażający charakter polegał na tym, że bazował i żerował na strachu dziecka przed odłączeniem od rodziców. Dziś beboka oswojono już całkiem. Stał się on jedną z postaci popkultury. Jego wyobrażenie pojawia się na wielu koszulach, kubkach, czy zestawach porcelany – dodaje Godoj.
Zauważa też, że samo słowo „bebok” to prosty, dwusylabowy wyraz, czyli taki, który dziecko potrafi powtórzyć od pierwszych lat życia.
Dzisiaj bebok nas nie przeraża. Oswajanie strachu jest typowe dla człowieka. Dlaczego? Jak zauważa Andrzej Godoj, nasi przodkowie, którzy straszyli się nawzajem tymi stworami, wymyślali wyimaginowane postaci, żyli w świecie bezobrazowym. Dziś dziecko ma do dyspozycji rozmaite książki, a przede wszystkim całą wiedzę ludzkości, zgromadzoną w Internecie.
Diabeł
Symbolem działania złej siły był diabeł. - Strach przed diabłem był realny, dlatego też dawniej nie wymawiano jego imienia. Mówiono: "łon", "czorny", "kuternoga", "piekielnik", żeby nie ryzykować powołania się na to przerażające wtedy imię. Diabla można było poznać po zapachu siarki, po kopytku, po rogach. Mieszkał w starych piecach, w spróchniałych drzewach – wyjaśnia historyk.
Skarbnik
Zgodnie z wierzeniami słowiańskimi Skarbik to duch zamieszkujący podziemia, głównie kopalnie. Strzegł naturalnych zasobów ziemi i zakopanych w niej skarbów. Zdaniem Andrzeja Godoja, to duch neutralny: ani dobry, ani zły.
- Jest dobry dla dobrych, a dla złych zły. W czasach kiedy nie było szkół, w których można było uczyć przyszłych górników, do pracy szło się w wieku 15-17 lat. W kopalni spędzało się początkowo ok. 16 godzin – od poniedziałku do soboty. Istnienie takiego stwora było niezbędne, ponieważ w Skarbniku zamykała się cała wiedza na temat tego, jak powinno się zachowywać na dole, żeby zredukować szanse na szybkie przeniesienie się w zaświaty – podkreśla Godoj.
Skarbnik nienawidził ludzi, którzy oszukiwali w pracy i źle wykonywali swoje obowiązki. Wiele jest takich legend. Skarbnik mógł przyjmować dowolną postać, najczęściej człowieka, szczura czy psa.
- Jeżeli się pojawiał, to trzeba go było pozdrowić. Gdy poprosił na ogień, to trzeba mu było go podać na łopacie, nigdy ręką. Legend i przesądów było wiele – zaznaczył Andrzej Godoj.
Opowieści o śląskich strachach najczęściej opowiadano podczas skubania pierza. Wszystkie stwory zostały wymyślone w konkretnym celu, a każda legenda posiada konkretne uzasadnienie. Jako przykład Godoj podał opowieści o złośliwym duchu Szarleju, występujący w okolicach Bytomia i Tarnowskich Gór, który miał ukarać bytomskich mieszczan za zamordowanie dwóch księży. Zgodnie z niektórymi legendami zalał bytomskie kopalnie. Okazuje się jednak, że w tym samym czasie bytomianie dotarli tak głęboko, że dalej nie dało się fedrować.
Nocnica, klękanica
Klękanice, zgodnie z wierzeniami przedchrześcijańskimi, były niebieskawymi płomyczkami, błąkającymi się wieczorem i nocą po polach. Pojawiały się dopiero po zmroku, gdy milkł wieczorny dzwon „na pociyrze”. Atakowały wszystkich, którzy pracowali wieczorem na polach czy paśli bydło. Dlaczego je wymyślono? – Gdy zapadał zmrok, istniało realne zagrożenie. Wymyślone stwory przestrzegały ludzi przed tym, żeby nie wałęsali się nocą poza domem.
Świetla albo Świetlik
Postać tę można spotkać w Bytomiu, na ulicy Dworcowej, gdzie kilka lat temu postawiono pomnik Świetlika, symbolizującego opiekuńczego ducha miasta. To pomocna istota, która służyła pomocą, gdy ktoś w nocy zgubił drogę do domu. Najczęściej posiadał postać świetlistej kuli.
Heksa
W gwarze śląskiej heksa oznaczała czarownicę.
- To coś innego niż wiedźma, bo wiedźma to kobieta, która wie, posiada wiedzę nierzadko tajemną. A heksa była to czarownicą innego typu. Koncentrowała się na złośliwościach np. podkradała mleko. Mogła też dopuścić się bardzo podłego czynu, czyli podmiany dziecka tzw. podciepa, diabelskiego podrzutka – wyjaśnia Godoj.
Południca
Zdaniem Kazimierza Moszyńskiego („Kultura ludowa Słowian”) południca lub przypołudnica to uosobienie tańczącego wiru powietrznego, który występuje najczęściej w porze lata, w południe. Nazywano tak złośliwego demona przyjmującego żeńską postać. Rozkazywał on tańczyć osobom, które spotykał na swej drodze. Szaleńczy taniec prowadził do trwałego kalectwa. Andrzej Godoj zauważa, że południca pojawiała się na polach od czerwca do sierpnia. Grasowała w południe i czyhała na nieostrożnych ludzi, którzy na tych polach zostali.
- Wyobraźmy sobie takie wakacje jak teraz, 36 stopni, pracujemy na polu. Co się nam może stać? Otóż możemy dostać m.in. udaru, ale zagrożeń dla zdrowia jest mnóstwo. Znajomość medycyny u naszych przodków była znikoma, ale wiedza o tym, co może nam się stać, jeśli będziemy pracować na polu w samo południe była. Dlatego też matki nie miały prawa wypuszczać o tej porze dzieci na polu, same nie mogły tam być, a rolnicy generalnie wstawali bardzo wcześnie i wracali do domu koło 11, a ponownie rozpoczynali pracę ok. 15 - wyjaśnił.
Strzyga albo strzygoń
To nasza forma wampira, wąpierza. Strzyga żywiła się krwią ludzi, którzy padli jej ofiarą. Napadała na ofiarę i wysysała z niej wszystkie soki życiowe, łącznie z duszą. Posiadała dwa rzędy ostrych, trójkątnych zębów. Jej błyszcząca skóra posiada jaskrawoczerwona barwę, a oczy świeciły w ciemności na czerwono.
Zmora
Zmota to dusza człowieka żyjącego lub zmarłego, która nocą męczyła śpiących, wysysając z nich krew. Wchodziła do domu, siadała na piersiach śpiącej osoby i ją dusiła w nocy. Można było się ustrzec przed atakiem zmory poprzez wystawienie pod drzwi miotły. Zmora miała uznać, że tam gdzie miotła, to jest czarownica i nie atakowała.
Utopce
Niegdyś wierzono, że w każdym stawie mieszkał jakiś utopiec. To dusze ludzi utopionych.
- Chrześcijańska wersja świata nakłada się w przypadku utopców na inną. Znana była legenda mówiąca o tym, że utopce tracą część swej mocy w noc świętojańską. Wówczas św. Jan oczyszcza świat. Oczywiście, noc ta zapowiada nadejście lata, a więc i możliwość kąpieli w jeziorach i rzekach. Do tej nocy zazwyczaj było zimno, a kąpiel groziła przeziębieniem – wylicza historyk.
Okazuje się, że utopce najczęściej atakowały furmanów.
– Można powiedzieć, że wierzenie w niej były pierwowzorami hasła „prowadzę nie piję” – żartował historyk.
Utopce często porywały dziewczyny samotnie kąpiące się w rzekach, strumieniach oraz źródłach. W taki sam sposób z chłopcami postępowały Wodnice. Wciągały ludzi w odmęty. Po czym można było poznać utopca? Często przywdziewał zielone ubranie, a z rękawa miała mu ciągle cieknąć woda. Utopce były istotami niskimi i karłowatymi. Posiadały dużą głowę, pokrytą rzadkimi włosami. Ich skóra była sina lub zielona, bezwłosa, zupełnie gładka, zimna i mokra, natomiast uszy - duże, odstające oraz zakończone szpiczasto w dołu. Co ciekawe, nie posiadały paznokci. Wierzono, że są niezwykle wrażliwe na przesuszenie, dlatego też łatwo można było je zmusić do posłuszeństwa, trzymając przez kilka dni w suchej klatce. Spełniały wówczas życzenia, aby odzyskać wolność.
Postaci przerażające, ale realnie istniejące
W finale Andrzej Godoj przytoczył także kilka historycznych postaci – w tym m.in. Karola Pistulkę i Wincentego Eliasza oraz Karola Godulę.
– To postaci realnie istniejące, który weszły już do swoistego „panteonu” stworów magicznych. Eliasz i Pistulka to bandyci z XIX wieku, którzy działali na naszym terenie. Jedną z kryjówek mieli w Czarnym Lesie – wyjaśnia historyk.
Godoj zwrócił też uwagę na to, że do dziś przetrwało wiele zwyczajów, które powtarzamy bezrefleksyjnie, ponieważ wpisały się w naszą kulturę i nawet nie zastanawiamy się dlaczego tak postępujemy. Jednym z takich przyzwyczajeń jest zakaz witania się i żegnania przez próg. Dlaczego nie podaje się ręki przez próg? Uważano, że był on miejscem, które dzieliło bezpieczne, oswojone wnętrze domu od złego świata zewnętrznego.
- Czyniąc tak możemy uchybić starym prawom gościnności, które każą gości zaprosić do domu, a po drugie tworzymy most, przez który złe stwory mogą przejść – precyzuje.
Słowianie zakopywali blisko wejścia prochy swoich zmarłych, ponieważ ufano, że ich duchy będą strzec domu.
Kolejną tradycją obecną jeszcze w wielu śląskich domach jest kropienie święconą wodę przed dalszą podróżą czy mówienie „Z Panem Bogiem” osobie idącej do pracy.
Wiele ze śląskich strachów już dawno została zapomniana. Niektóre z nich zostały oswojone i przetworzone przez popkulturę. Jedno jest pewne - dziś nikt się już ich nie boi.