Wiadomości z Rudy Śląskiej

Za wyprawka górniczo kupił żech koło - Leon Hapeta

  • Dodano: 2016-11-16 08:00, aktualizacja: 2016-11-07 11:37

Pan Leon Hapeta na nudę absolutnie nie narzeka. Niemal dzień w dzień wsiada na rower, żeby dla relaksu przejechać chociażby kilkadziesiąt kilometrów. Nie straszny mu deszcz i niepogoda, bo to naprawdę zahartowany rowerzysta. Ale raz w roku podróżnicza dusza pana Leona nie pozwala mu usiedzieć w domu – wówczas gruntownie remontuje rower, pakuje plecak i rusza w świat. I być może nie byłoby w tym wszystkim nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że... pan Leon w tym roku kończy 74 lata!

Chociaż swoją pasję odkrył dopiero na emeryturze, to jednośladem przejechał już Europę wzdłuż i wszerz. Niedawno wrócił z niemal dwumiesięcznej wyprawy do Turcji, podczas której przemierzył ponad 7500 kilometrów. O tych wyprawach, pasji i ludzkiej naturze udało mi się z panem Leonem porozmawiać.

Panie Leonie, jak to się wszystko zaczęło?

Po przejściu na emerytura w 1993 roku postawiłem na ruch. Za wyprawka górniczo kupiłem rower - no i tak to się zaczęło. Od tego czasu jeżdża średnio 15000 kilometrów na rok. Pierwszo wyprawa była jeszcze z dziećmi na Mazury, a później, jak otworzyli granice, pojechałem przez Austrię do Niemiec. Od tego czasu kożdego roku byłem na jakiejś dłuższej wyprawie.

Czyli pierwszą motywacją był ruch?

Na początku tak – przede wszystkim ruch. Dzisiej dużo ludzi w Polsce się ruszo – widać, że chodzą, jeżdżą i biegają, ale w tych latach jak jo to zaczynołem, to to dla wielu było dziwne. Gdy byłem na pierwszej wyprawie do Austrii, to mi się podobało, że tam ludzie jeździli na rolkach, rowerach, ruszali się. Taki wysiłek był tam doceniany i to była dla wszystkich nojwiększo nagroda i motywacja.

Czyli ruch przede wszystkim. Ale na pewno podczas swoich wypraw odwiedził Pan wiele ciekawych miejsc i poznał mnóstwo ludzi.

Jeżeli chodzi o podróżowanie, to na takich wyprawach przede wszystkim interesują mnie ludzie. Zauważyłem, że ludzie są bardzo przychylni i gościnni, obojętnie, co to za kraj. Jeździło się różnie, w dwóch, trzech, nawet i w pięciu, ale jeździłem również som. W grupie często spało się na dziko, ale gdy jechołem samemu, to żeby się bezpieczniej czuć, szukałem schronienio u gospodarzy.

A jak się Pan z nimi porozumiewał?

Są różne sposoby. Przed pierwszą wyprawą przygotowałem sobie dwadzieścia pytań w różnych językach. Na przykład pierwsze pytanie było: jestem na wyprawie rowerowej - czy mogę przenocować pod namiotem przy państwa posiadłości? Rano o szóstej wyjeżdżam. Miałem to przygotowane po czesku, niemiecku, francusku i węgiersku. Jeżeli chodzi o słowiańskie kraje, to się można było dogadać bez problemu, ale w Turcji na przykład, w tym roku, to dogadywałem się na migi w stu procentach. Był jeden Turek, również rowerzysta, który widać, że chcioł się czegoś więcej o mnie dowiedzieć, ale nie było jak. W końcu wyciągnął smartphona i pokazał mi swoje zdjęcia i czym się zajmuje, więc zrozumiałem, że chodziło mu o mój zawód. W końcu poszukaliśmy w internecie zdjęcia górnika i tak się dowiedział.

A Hanysy różnią się czymś od Europejczyków?

Nie, ludzie są wszyscy jednakowi, a czym biedniejszy, tym uczciwszy i gościnniejszy, tako jest prowda. Jo bym powiedzioł, że to jest wszędzie jednako. Normalni ludzie są wszędzie podobni. Są i biedniejsi, co widać po życiu, ale są i bogaci i bardzo bogaci – tak jak wszędzie. Ale jo nie zauważył, żeby ci biedniejsi byli jakoś bardziej nieszczęśliwi - to absolutnie nie.

Czyli pieniądze szczęścia nie dają?

Tutaj pan Leon chwilę się zadumał – jo na przykład dużo pieniędzy bym nie chcioł. Trocha więcej by się przydało, ale za dużo nie, bo w tej chwili wjada do lasu to się nie musza niczego boć, bo nie ma mnie z czego obrabować. A jak pojedzie taki biznesmen, to bydzie mioł strach czy go nie porwiom – śmieje się pan Leon.

Tako wyprawa to też wiele wyzwań. Czy pogoda bywo przeszkodom?

Przez te wszystkie lata miołem takie założenie, że musiałem dojechać z domu do domu. Nie ma zmiłuj się , że bydzie kiepsko pogoda, a jo na przykład wsiadom do pociągu i wracom. Musisz być przygotowany na różne warunki. Jak już jedziesz i mokniesz, to nie stajesz i się trzęsiesz, ino jedziesz aż do końca. Czasami dwa razy wyschniesz, znowu zmokniesz, ale wieczorem, już pod namiotem, trzeba się przebrać w suche rzeczy. Rano znowu ubierzesz mokre rzeczy, ale to nie problem, bo one szybko na ciele wyschną.

A posiłki? Jak Pan sobie radzi w tym temacie podczas podróży?

Przede wszystkim suchy prowiant – to jest podstawa. Trzeba mieć zapas na dzień do przodu przynajmniej. Bardzo rzadko zdarzają się jakieś normalne obiady. Ale ludzie też bywają bardzo gościnni. Jechalimy kiedyś we dwóch przez Mołdawię, po drodze nie było jakoś miejsca, żeby się zatrzymać i coś zjeść. Wzdłuż ulicy były tylko stare domki otoczone płotami, a przy tych płotach ławeczki, na których sobie pod wieczór ludzie siadają. Takie ławeczki są zresztą w wielu krajach przy podobnych domkach. Siedliśmy sobie na tej ławeczce, jemy tak te nasze rzeczy, za chwila się furtka otwiero i ludzie wychodzą z płytą jedzenia. A było widać, że tam jest bieda. No ale to tak jak u nas jest powiedzenie „gość w dom, Bóg w dom” i widać, że u nich jest podobnie – siodnołeś się na mojej ławeczce to cie musza ugościć. Normalni ludzie są bardzo, bardzo gościnni.

Która wyprawa była dla Pana najtrudniejsza?

LH: Cztery lata wstecz – z domu do Wiednia, z Wiednia wzdłuż Dunaju do samego jego źródła, potem my się wrócili na Genewa, a z Genewy na Marsylia. Z Marsylii do Barcelony wzdłuż morza i z powrotem do Marsylii. Dalej było Saint-Tropez, Cannes, Nicea, a z Nicei ruszyliśmy w Alpy wzdłuż granicy francusko-włoskiej. To było trudno ze względu na góry. Największe nachylenie w okolicach Mount-Blanc były około 10 procent, ale tak to były różne – 7, 8, 9 procent. Te przełęcze były wysokie od 2000m npm do 2800m npm. Najtrudniejsza była właśnie ta przy Mount-Blanc, ale na szczęście to był dość krótki odcinek. Jedzie się oczywiście swoim tempem, ale przerzutki były wszystkie wykorzystane – nawet by się jeszcze jedna przydała.

Skoro wspomniał Pan już o tych przerzutkach, to proszę powiedzieć, czy jeździ Pan na profesjonalnym rowerze?

Nie, nie, to jest rower, który można kupić w granicach 1500 – 1700 złotych. Przed dłuższą wyprawą trzeba tylko wymienić wszystkie podstawowe rzeczy – linki, hamulce, zębatki i opony.

Podczas takiej wyprawy ile przejeżdża Pan kilometrów?

To jest różnie. Wyprawa do Francji to już jakieś 5000 kilometrów, ostatnia wyprawa do Turcji to ponad 7300 kilometrów. Najdłuższa wyprawa to przez Wiedeń, Mołdawię, Ukrainę, gdzie przez Lwów wracaliśmy do kraju, ale jeszcze nie do domu, a do Raciborza. Tam połączyliśmy się z inna grupą i pojechaliśmy dookoła Polski. Swoją drogą Polska to mom przejechano wzdłuż, wszerz i na skos - dokładnie. Tamta wyprawa to było ponad 7500 kilometrów.

Trzeba przyznać, że Pana sposób na emeryturę jest niecodzienny, niewielu ludzi w taki sposób się realizuje.

To niech żałują. Jak się rano wyjedzie o dziewiątej czy dziesiątej, a wróci się koło południa, no i jedzie się swoim tempem, to człowiek jest wypoczęty, a nie zmęczony. Człowiek jest wtedy i psychicznie, i fizycznie wypoczęty. Jak się nie ruszysz, siedniesz rano w fotelu i wstaniesz wieczorem, to żeś jest zmęczony, zajechany. Te długie wypady mom ino roz na rok, a tak, to cały czas krótkie. Wystarczy pojechać na Mikołów przez las, wracać gdzieś przez okolice Panewnik, to już jest 30 kilometrów. Trzeba jechać swoim tempem, bo jak ktoś chce być mistrzem świata, to po kilku kilometrach już bydzie zajechany.

Czy mo Pan już plany kolejnej wyprawy?

Żona się buntuje – żartuje pan Leon – zawsze są jakieś pertraktacje. Dla niej ta ostatnia wyprawa, która trwałą przecież prawie dwa miesiące, to już było za długo. Ciężko to przeżywała i prosiła, żeby to już była taka ostatnia. Coś tam na pewno wykombinuja, ale tako długo to już na pewno nie. Może inna forma? Może gdzieś dojechać i tam już tydzień pojeździć? Jeszcze nie wiem. Z ruchu na pewno nie mom zamiaru zrezygnować.

W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Panu dużo zdrowia i dalszych, wspaniałych wypraw. Serdecznie dziękuję za miłą rozmowę.

Dziękuję.

Za wyprawka górniczo kupił żech koło - Leon Hapeta


Źródło: Wojciech Kocjan

Komentarze (8)    dodaj »

  • Krzysztof B.

    Przez to,że Pan Leon przejechał Polskę wzdłuż,wszerz i na ukos,to my musieliśmy jechać dookoła Polski (!),wokół jej granic ... :) Pozdrawiamy Panie Leonie...

  • jocitogodom

    Lyjo, nie pokazuj ze w takim wieku moźna mieć tako krzepa bo nom dźwignom zaś wiek emerytalny.

  • Marcin Hapeta

    Elegancko

  • Hromani

    Nam zrobią emerytury od 80, a potem już luzik i rowerek ( i basen pod tyłkiem).

  • dziabąg

    Jestem pełna podziwu! Brawo!!

  • ktos

    SUPER SPRAWA.MOM NADZIEJA TYZ SIE TAK REALIZOWAC NA URLOPIE GORNICZYM ALBO NA EMERYTURZE

  • Zilf!

    Postawa godna naśladowania - Pan Leon zamiast siedzieć przed tv z pilotem i piwem w ręku, wsiada na rower i żyje pełnią życia... Rewelacja!Jak najwięcej takich osób i pozytywnych artykułów:D

  • hanys

    I dodać, ze nie robi za 4zł za godzina! Emeryty górniczy godny naśladowania.!

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również