Od emisji I edycji „Kanapowczyń” minął już prawie rok! Jedną z uczestniczek programu była mieszkanka naszego miasta, która zawalczyła o lepszą wersję siebie.
Rozmowa z Agatą Karabelą z programu „Kanapowczynie”
Pamiętacie uczestniczkę pierwszej edycji „Kanapowczyń” z Rudy Śląskiej? Agata Karabela z naszego miasta wzięła udział w programie i zrzuciła 30 nadprogramowych kilogramów, przechodząc tym samym spektakularną metamorfozę! Zgłaszając się do programu, rudzianka ważyła blisko 100 kg przy wzroście 176 cm, a jej BMI wynosiło 32.
Pomimo tego, że od daty emisji pierwszego odcinka we wrześniu minie już rok, lżejsza o 30 kilogramów Agata z Rudy Śląskiej w dalszym ciągu utrzymuje uzyskaną wagę, pozostaje w ruchu, a także stale się rozwija, biorąc udział w różnych kursach m.in. na trenera personalnego. Zapytaliśmy rudziankę o szczegóły dotyczące drogi, którą przeszła, o trudności, które na niej napotkała oraz o to, jak radzić sobie w momencie, gdy podczas odchudzania spotkają nas chwile zwątpienia.
Zapraszamy do przeczytania wywiadu oraz zobaczenia zdjęć mieszkanki naszego miasta przed i po dietoterapii.
Program "Kanapowczynie", w którym brały udział kobiety ze Śląska, przyciągnął przed telewizory mnóstwo widzów. Czy po programie spotkała się Pani z jakimiś przychylnymi uwagami od osób, które go oglądały?
Agata Karabela: Po programie miałam bardzo pozytywny odzew od ludzi z najbliższego otoczenia, jak i z całego kraju. Mnóstwo wiadomości — praktycznie codziennie, komentarzy, słów uznania, gratulacji, dużo serdeczności. Dało się odczuć, że ludzie, nie tylko znajomi czy rodzina, kibicowali mi. Czasem nawet w sklepie czy podczas spaceru ludzie odzywali się, witali, uśmiechali. Oczywiście dzięki mojemu udziałowi sprawnie zweryfikowałam część znajomych z mojego otoczenia. Mam na myśli to, że ludzi nie poznaje się w potrzebie, a po tym, jak reagują na nasz sukces.
Co tak naprawdę skłoniło Panią do wzięcia udziału w programie "Kanapowczynie"?
Agata Karabela: Do programu postanowiłam się zgłosić, oglądając drugą edycję męską. Doszłam do takiego etapu w życiu, że nie dość, że waga wskazywała trzycyfrowy wynik, to i zdrowotnie podupadałam — zarówno fizycznie, jak i psychicznie, bo tak naprawdę poza podstawowymi obowiązkami, jak praca czy zakupy, stroniłam od wyjść, czy innych aktywności. Nie przesadzę, jak dodam, że powoli już wpadałam w depresję. Zbliżające się okrągłe urodziny zaczęły nasuwać mi coraz częściej pewne refleksje i wtedy wypłynęła informacja o castingu. Byłam zrezygnowana swoimi wcześniejszymi próbami ogarnięcia się pod kątem swojej otyłości. Nie zastanawiając się ani sekundy zgłosiłam chęć udziału w programie "Kanapowczynie".
Czy podczas udziału w programie spotkała się Pani z jakimiś trudnościami? Co było największym wyzwaniem?
Agata Karabela: W programie byliśmy pod wspaniałą opieką lekarską oraz trenerską, ale mimo tego to nie była łatwa droga, jakby mogło się wydawać. Nie obyło się bez kryzysów oraz trudnych sytuacji. Sytuacji, w zderzeniu, z którymi tak naprawdę poznawałam siebie i swoje reakcje. Takich wyzwań było sporo, ale niektóre wymagały sporo siły, samozaparcia i determinacji. Bardzo trudnym zadaniem dla mnie był eksperyment 24-godzinny, podczas którego miałam założony kilkudziesięciokilogramowy strój "grubasa". Eksperyment ten miał nam uświadomić, że jeżeli nic nie zmienimy w swoim życiu, w swoich nawykach, to możemy doprowadzić się za jakiś czas do takiego stanu, gdzie nie będziemy umiały wykonać najprostszych codziennych czynności, jak założenie skarpetek.
Innym sporym i bardzo trudnym wyzwaniem było dla mnie przemierzenie rzeki z mulistym i nieprzewidywalnym dnem z ciężkim plecakiem podczas leśnego survivalu — nie umiejąc pływać... Był to dla mnie ogromny sprawdzian i wyjście spoza strefy komfortu. I z takich ogromnych wyzwań to na pewno jeszcze zadanie finałowe, które polegało na wzięciu udziału w biegu OCR na stadionie Śląskim, gdzie musiałyśmy pokonać trasę ponad 6 km w tym 2500 schodów oraz ponad 30 ekstremalnych przeszkód.
Od jakiej wagi zaczynała Pani zmiany w swoim życiu i ile kilogramów udało się Pani zrzucić?
Agata Karabela: Zgłaszając się do programu, ważyłam 100 kg. Przez okres dietoterapii zrzuciłam 30 kg, czyli finalnie ważyłam 70 kg.
Czy po zakończeniu programu nadal starała się Pani zrzucać kilogramy, czy już tylko ustabilizować wagę?
Agata Karabela: Przed zakończeniem programu udało mi się osiągnąć wyznaczony przez prowadzącego nas lekarza cel, co za tym idzie, nie musiałam, a wręcz według pana doktora, nie powinnam już więcej chudnąć, ponieważ mimo -30 kg, zostało mi 14% tkanki tłuszczowej i dalsze chudnięcie nie było wskazane. Zgodnie z zaleceniami starałam się po programie już tylko utrzymywać i ustabilizować wagę.
Czy dostrzegła Pani jakieś zmiany w swoim życiu po zgubieniu nadprogramowych kilogramów?
Agata Karabela: Po zrzuceniu zbędnych kilogramów bardzo zmieniło się moje życie. Zmienił się wygląd, zmieniło się nastawienie. Mogę powiedzieć, że przeszłam nie tylko metamorfozę wizualną, ale również mentalną. Stałam się pewniejsza siebie, radośniejsza, bardziej energiczna. Czuję się, jakbym dostała drugie życie.
Po programie staram się utrzymywać zdrowe nawyki żywieniowe, złapałam również "bakcyla" do ćwiczeń i nie wyobrażam sobie już życia bez aktywności fizycznej. Często, jak uda nam się czasowo zgrać to trenuje na siłowni z mężem. Działam też w social mediach i motywuję oraz inspiruję inne kobiety do walki o zdrowszą i lepszą siebie, co za tym idzie do zmian.
Od programu minęło już trochę czasu. Czy ma Pani jakieś danie uważane za niezdrowe lub wysokokaloryczne, za którym w dalszym ciągu Pani tęskni i czy pozwala sobie Pani na małe dietetyczne grzeszki?
Agata Karabela: Mimo że upłynęło już trochę czasu od programu, muszę przyznać, że nie tęsknię do tamtego życia, do tamtej Agaty i do dawnych dań, które były moim must have. Uświadomiłam sobie, że można żyć inaczej i że to w głównej mierze od nas zależy, jak żyjemy, jak funkcjonujemy. Cała ta moja przemiana, droga, która doprowadziła mnie do tego miejsca, gdzie jestem i jaka jestem teraz, uświadomiła mi, że nie pozwolę więcej, by jedzenie mną rządziło. Owszem zjem sobie kawałek ciasta czy wypije Aperola w restauracji, ale okazyjnie, bo nie możemy dać się zwariować, uważam, że potrafię panować nad relacją, jaką mam obecnie z żywieniem i czuję się pewniejsza, że zjadając 2 kostki czekolady, nie rzucę się po więcej i nie wrócę do tego co mnie wcześniej zgubiło.
To, że udało się Pani nie tylko schudnąć, ale i utrzymać wagę, sprawia, że jest Pani motywacją dla wielu polskich kobiet. Czy może Pani podzielić się wskazówkami ze wszystkimi osobami, które dopiero rozpoczynają swoją metamorfozę, jak wdrożyć w życie zdrowe nawyki i od czego najlepiej zacząć?
Agata Karabela: Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, czego tak naprawdę chcemy, my lubimy sobie narzucać blokady w głowie oraz podcinać skrzydła zaraz na starcie. Ważne jest nasze nastawienie. Mówiąc "na pewno znowu mi się nie uda", właśnie tak będzie. Jeżeli założymy porażkę na początku walki o siebie to żaden super dietetyk ani fantastyczny trener z wieloletnim doświadczeniem nie zrobi z nas fotomodelki z wyrzeźbionym ciałem. Ta droga nie będzie łatwa, ale jest do przejścia, trzeba uwierzyć w siebie i swoją siłę, bo nawet nie zdajemy sobie sprawy, jaką moc mamy, ona drzemie w nas. Tylko my często wolimy iść na skróty, na łatwiznę... Kiedy poukładamy trochę w głowie, przeprogramujemy ją, to wtedy warto podziałać kompleksowo, bo i wtedy jest pewność ze i efekty tej pracy będą na dłużej. Dlatego dieta i aktywność fizyczna to duet obowiązkowy i podstawowy.
Czy zechciałaby Pani także podpowiedzieć im, jak radzić sobie w momencie, w którym podczas odchudzania nadejdzie kryzys lub chwile zwątpienia?
Agata Karabela: Kryzysy to niestety nieodłączny element całego procesu zmian, zawsze mniejsze lub większe niestety będą stawać nam na drodze a szczególnie na tych początkowych etapach. Nie na wszystkie jesteśmy w stanie się przygotować. Kiedy dopadną nas, warto przypomnieć sobie, jaki mamy cel i dlaczego nam tak bardzo zależy, warto wtedy szukać sobie innego zajęcia, by odciągnąć meczące myśli.
Na początku ratowałam się sprzątaniem, spacerami, a nawet spontanicznym tańcem przy głośnej muzyce. Warto porozmawiać z kimś, kto nas zrozumie, a może toczy lub przeszedł podobną walkę. Tyle, co ludzi, tyle może być sposobów na pokonanie kryzysów, ważne, że małymi kroczkami idziemy do przodu, a każdy dzień trzeba celebrować, bo zbliża nas do naszego celu.
Podczas ubiegłych wyborów samorządowych kandydowała Pani na radną. Mandatu co prawda nie udało się uzyskać, ale czy może Pani zdradzić, co skłoniło Panią do takiej decyzji?
Agata Karabela: To prawda podczas ostatnich wyborów samorządowych kandydowałam na radną naszego miasta. Od urodzenia mieszkam w Rudzie Śląskiej i w momencie kiedy dostałam propozycję startu z listy Stowarzyszenia Śląska Rodzina od Pana Arkadiusza Grzywaczewskiego, potraktowałam to dość luźno może bardziej jako przygodę, ale również jako wyzwanie. Nie miałam mocno sprecyzowanego programu, ale wiedziałam, w których dziedzinach chciałam działać. Natomiast podeszłam do tego z dystansem, co ma być — to będzie, bo nie lubię rzucać pustych obietnic.
Czy zamierza Pani podjąć jeszcze jakieś kroki, aby mieć realny wpływ na to, co dzieje się w mieście?
Agata Karabela: Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdecyduje się na start w podobnych wyborach, czas pokaże.
Czy ma Pani pomysł, co można zrobić, aby w mieście żyło się jeszcze lepiej?
Agata Karabela: W każdym mieście również i w naszym jest sporo do zrobienia i ulepszenia. Uważam jednak ze najważniejsze co powinno się zmienić, a właściwie kto, to ludzie, bo to od nas samych powinny wychodzić zmiany. Nie mówię, że wszyscy, ale jakby się łatwiej żyło, jakbyśmy byli do siebie życzliwsi bardziej empatyczni, pomocni...
Dziękuję za rozmowę!