Wiadomości z Rudy Śląskiej

Motorem na koniec świata!

  • Dodano: 2012-04-14 22:00, aktualizacja: 2017-10-16 13:23

Redakcja: Kiedy złapałeś bakcyla do podróży?

Mateusz Widuch: Myślę, że wszystko zaczęło się od pierwszej rowerowej wyprawy z wujkiem Michałem. Jechaliśmy na takich starych rowerach za 200 zł, z wielgachnymi przyczepami. Naszym celem była Jura. Miałem wtedy około 14 lat. Potem była pierwsza samotna wyprawa rowerowa do Chorwacji i Czarnogóry. Następnie był "plecak" do Indii, do Nepalu. Pierwsza wyprawa motocyklem była do Gruzji wokół Morza Czarnego, to było 2 lata temu. 
 
 
Zatem Mongolia była kolejnym krokiem? 
Tak to był kolejny krok. Chciało się więcej, apetyt na podróże urósł, więc nadszedł czas na podróż do Mongolii. 

 
 
Dlaczego Mongolia?
Mongolia jest w miarę łatwa i tania. No i jest stosunkowo blisko. Baza turystyczna w tym kraju jest dość rozwinięta. Jechałem tam przez Azję Środkową (Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan). Mongolia to miejsce do którego dostać się jest niełatwo, ale to właśnie było pociągające w tej podróży. Poza tym jest to zupełnie inna kultura, którą chciałem poznać. 
 
 
Myślę, że można ułożyć ścieżkę kariery podróżnika motocyklowego. Masz stopnie trudności, które musisz pokonać.
 
 
Zatem jak wygląda ścieżka kariery podróżnika motocyklowego?
Rozpoczynając swoją ścieżkę kariery, nie jesteś w stanie w ogóle jej sobie wyobrazić, ponieważ nie masz punktu odniesienia. Dopiero kiedy jesteś już w jakimś jej miejscu zaczynasz dostrzegać, że naturalną koleją rzeczy jest to, że musisz pójść dalej. Planując podroż, wybierasz miejsca adekwatne do Twoich aktualnych umiejętności. Sztuka polega na tym by trafnie dobrać trasę do swojego doświadczenia, a jednocześnie cały czas zdobywać nowe coraz trudniejsze do osiągnięcia miejsca. To rozwija.
 
 
Jeżeli coś robisz to rób to na pełnym gazie. Nie obniżaj lotów. Wykonuj swoją robotę dobrze, tak byś umiał spojrzeć sobie w twarz. O to chodzi. 
 
 
Samotna wyprawa na motorze kosztowała Cię zapewne wiele energii. Przeżyłeś wiele. Opowiedz jedną z ciekawszych przygód jakie Ci się przytrafiły podczas wyprawy do Mongolii.
Wydarzyło się to pod koniec podróży. Ostatnie dwa tygodnie, byłem już wtedy z Mirkiem, drugim motocyklistą. Trafiamy na step, gdzie musimy przenocować. Jest późno, jesteśmy zmęczeni, głodni, nie mamy wody. Warunki nie są łatwe, a na dodatek rozpętała się burza piaskowa. Walczymy jak tylko możemy, staramy się przede wszystkim  osłonić od wiatru. Jest coraz zimniej. Zakładamy na siebie wszystkie ubrania, żeby nie tracić ciepła. Otwieramy butelkę i... modlimy się o to, żeby przeżyć. Jesteśmy pośrodku niczego, gdzie szaleje potworna burza, która nad ranem zmienia się w śnieżycę. Temperatura spada. Ruszamy dalej. Step zmienia się w gigantyczne pole błotne. Nie ma drogi, nie ma znaków, a my musimy przedostać się do drogi asfaltowej, która jest oddalona o 200 km. Widoczność jest zerowa. Ponadto musimy przeforsować kilka rzek. Marzniemy, ruchy są ograniczone przez grubą warstwę ubrań. Jakimś cudem dojeżdżamy do pierwszej wioski. Ha, wioski! Trzy jurty na krzyż. Tam Mongołowie zapraszają nas do środka, gdzie przyrządzają dla nas gorącą zupę. Czas ucieka, musimy jechać dalej. Muszę przyznać, że gdyby nie Mirek, za którym jechałem, gdyby nie światła jego maszyny, nie wiem czy bym sobie poradził. Jego trzeźwość umysłu, większe doświadczenie i siła charakteru pozwoliły mi wierzyć, że się uda. Kiedy dojechaliśmy do hotelu na motocyklach była prawie 10-centymetrowa warstwa lodu.  Było mi wtedy zimno jak nigdy wcześniej.
 
 
Przejechałeś samotnie 31 000 km. Twoja wyprawa nie była tylko podróżą. Był to projekt, który nazwałeś At The Ends Of The World.
W pewnym momencie swojego życia zacząłem poświęcać się podróżowaniu. At The Ends... to coś w rodzaju metki. Moje podróże zaczynają się kojarzyć z konkretnym znakiem, nie są bezimienne. Nadałem moim podróżom formalny wygląd. Wszystko co robię to At The Ends... właśnie. Podróżnik potrzebuje takiej chorągiewki, którą zostawi, która będzie mówić: „Tu byłem!”.
 
 
At The Ends Of The World to moja siedziba. Mój port.
 
 
Wyprawa do Mongolii zakończyła się szczęśliwie. Planujesz kolejną podróż?
W pierwszej połowie września wraz z Mirkiem Kolerskim chcemy wyruszyć do Afryki. Wcześniej jednak pojedziemy, w ramach treningu, do Rumunii. Trening polega na tym, żeby sprawdzić siebie, sprawdzić partnera. Warto przejechać kilka kilometrów wspólnie, sprawdzić motocykle. 
 
No i jest to Rumunia, gdzie ludzie są gościnni, jedzenie wyborne, krajobrazy nieziemskie. No i dziewczyny... (śmiech)
 
 
Afryka jest znacznie trudniejszym celem. Nie boisz się, że może się nie udać?
Główny problem Afryki polega na jej niestabilnej sytuacji politycznej. W tej chwili najtrudniejszym krajem do przejechania będzie Syria, potem Jordania, Egipt. Kolejne dwa niebezpieczne kraje, ale jedne z najpiękniejszych, to Etiopia i Sudan. 
 
Będzie to trudna wyprawa, ale to jest dobry poziom. Stąd też partner. Ostatnia podróż, trzy samotne miesiące w Mongolii, dały mi popalić. Samotna podróż to ciężka harówa psychiczna. Wierzę, że i tym razem się uda. 
 
 
Opowiedz o motorach. Mongolię przejechałeś na Hondzie Africa Twin, Afrykę masz zamiar przejechać na KTM. Na czym polega różnica?
Honda jest spokojna, delikatna. To tak jakbyś znalazł idealną kandydatkę na żonę. Zaś KTM jest barbarzyńcą. Jego klank (dźwięk, przyp.red.) jest taki, że nie możesz go słuchać. Wibracje są tak duże, że urywają lusterka. To taka kochanka, której zadaniem jest przejechanie w znakomity i perfekcyjny sposób trasy. Ma Ci dać frajdę z jazdy, jakiej nie da Ci Honda Africa Twin. Mój KTM ma pojemność 640, konstrukcyjnie jest podobny do enduro.
 
 
Motory nie są tanie, jak je zdobywasz?
Wykładasz 20 tys. idziesz do salonu i masz motor. (śmiech)
 
 
Obecnie pracuję w Szwecji. Środki zdobywam sam, ciężką pracą. 
 
 
Jakie jest Twoje największe marzenie?
Dotrzeć na motorze tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł. Po Afryce chcemy stworzyć listę krótkich projektów pobijania rekordów w jeździe motocyklowej. Niech to będzie coś na wzór, „pierwszy polak, który dotarł w dane miejsce”.
 
 
Wiem, że masz zamiar zorganizować festiwal filmowo-motocyklowy w Rudzie Śląskiej. To ciekawy pomysł. Opowiedz o tym projekcie.
W maju, 18-19, w Kinie Patria organizujemy festiwal filmowo-motocyklowy. Będzie kilka naprawdę interesujących osób, które kochają podróże i kochają motory. Będzie Misza z Rumunii, Steve ze Stanów, Ricardo z Barcelony, Olga Kicińska . Pojawi się grupa motocyklowa MotoSyberia, która zebrała najważniejsze nagrody podróżnicze w Polsce. To są tacy bogowie podróży na motorze. Będzie kilka naprawdę pozytywnie zakręconych osób. Zapraszam wszystkich rudzian i nie tylko! 
 
 
 
Chyba niełatwo zorganizować taki festiwal?
Festiwal to koszt około 3 tys złotych, jakoś się tym podzielimy. Chwilowo nie udało nam się pozyskać sponsorów, ale nie martwi nas to, bo najważniejszy jest pomysł i energia. Wykorzystuje te kontakty, które już mam. Dużo fajnych ludzi się w ten projekt angażuje. Wielu chce nam pomóc.
 
 
Taki Festiwal wymaga wiele poświęcenia, organizacja pochłania bardzo dużo czasu. Zaczynasz od nazwy, a potem starasz się zwerbować jak najwięcej ludzi. 
 
 
Mamy mnóstwo filmów od ludzi z całego świata. Zależy nam na zebraniu ludzi z różnych zakątków świata, których łączy ta sama pasja. 
 
 
Trzymam kciuki za powodzenie Twoich projektów. Czy mógłbyś przekazać coś naszym czytelnikom?
By poświęcali się temu co robią w pełni. Muszą dawać z siebie wszystko. Nic nie spada z nieba, trzeba walczyć. Muszą liczyć na siebie.
 
 
Musisz mieć cel. Jeżeli sobie coś wymarzysz, poświęcisz temu całe życie, całego siebie.  Musisz maksymalnie się na tym skupić i ciężko pracować. Jeśli do tego będziesz miał jeszcze odrobinę szczęścia to nie ma bata żeby Ci nie wyszło!
 
 
Nie udawajmy kogoś kim nie jesteśmy. Myk polega na tym byśmy wiedzieli kim chcemy być. Nie musimy być kolejnym Cejrowskim czy Wojciechowską. 
 
 
 
Życząc powodzenia, dziękuję za rozmowę.
 

Komentarze (9)    dodaj »

  • paweł

    Ja tez póki co dwa kółka ale bez silnika. Kręci mnie turystyka rowerowa. Ale kiedyś pewnie przesiądę się na motocykl. Naturalna kolej rzeczy. I wtedy pojadę dalej. Pozdrowienia dla ludzi zakręconych pozytywnie.

  • Poison

    Też jestem fanką dwóch kółek, w szczególności tych rowerowych. Uwielbiam łączyć wysiłek fizyczny ze zwiedzaniem. Podzielam opinię Mateusza,że należy mieć cel i realizować go na swój sposób, spełniać się. Życzę wytrwałości, powodzenia w dalszych wyprawach. Również cieszę się na ten festiwal.

  • Ania

    Uwielbiam podróżować tyle że na rowerze :) Lubię czytać takie wywiady, dzięki nim wiem, że jest więcej takich zakręconych ludzi na tym Świecie jak ja. Na festiwal już czekam i życzę wytrwałości w dążeniu do marzeń.

  • marta s

    powolutku i do przodu! trzymam kciuki Mateo:)

  • ktos

    marzy mi sie taka wyprawa....

  • moto

    stary tez mam motor i kocham na nim jezdzic. fest fajnie ze ten festiwal bedzie w rudzi, juz czekam!

  • Shutter12

    NA PEŁNEJ!

  • GLS

    Najlepszy wywiad jaki tutaj czytałem.

  • Rock 'N Roll Baby!

    Proszę o więcej takich wywiadów!

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również