Rodowity rudzianin, Paweł Kempa, promuje śląską kulturę na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach! Ma na swoim koncie kilka głośnych premier, w których nie sposób go nie zauważyć. Zapytaliśmy go o drogę na teatralną scenę, pracę w teatrze i opublikowany przez aktorów Teatru Śląskiego manifest w sprawie podniesienia płac.
Od samego początku plany Pawła Kempy na przyszłość były inne – planował zostać architektem, jednak los poprowadził go w zupełnie inną stronę. Teraz możecie oglądać go na scenie Teatru Śląskiego, na przykład w najnowszej premierze „Tkocze”. Porozmawialiśmy z rudzianinem o jego karierze i zawodowych marzeniach!
M.Ś.: Może zacznijmy od początku, czyli od tego, czy zostanie aktorem już wcześniej chodziło Ci po głowie? Czy to raczej było bardziej spontaniczne? Może miałeś jakieś inne plany na siebie?
P. Kempa: To było bardzo spontaniczne. Ja przez całe dzieciństwo miałem plan, że pójdę na Politechnikę, po studiach będę architektem i będę zarabiał dużo pieniędzy oczywiście! (śmiech) Potem mi się nieco odmieniło i poszedłem na budownictwo. No i po pół roku studiów zrezygnowałem z budownictwa, bo się okazało, że to jest absolutnie nie to. Ostatnio pisałem krótką "recenzję" mojej szkoły aktorskiej, bo mnie o to poproszono i tam napisałem coś takiego, że znalazłem się w tej szkole, właściwie nie wiedziałem po co i dlaczego.
Wydaje mi się, że gdzieś dopiero w połowie pobytu w szkole aktorskiej się zorientowałem, że chcę być aktorem. Bo mnie tam ciągnęło, po nauce w szkole średniej z tradycjami teatralnymi tak sobie myślałem, że to jest jedyna ścieżka, którą mogę teraz obrać i cokolwiek mnie w tym cieszy. Wiedziałem na pewno, że chcę robić to co lubię, co mi będzie sprawiało frajdę. No i tak się jakoś w połowie szkoły zorientowałem, że to może być to.
M.Ś.: Rozumiem, że kształciłeś się w szkole aktorskiej przy Teatrze Śląskim?
P. Kempa: Tak, przy Teatrze Śląskim. I teraz jestem tam aktorem na etacie. Aktorów w państwowych teatrach jest teraz na etacie chyba około 1700, jeśli się nie mylę, więc to jest naprawdę jakiś niewielki ułamek.
I na to, że ja mam ten etat, zebrało się kilka rzeczy. Na pewno moja własna praca, ale też dużo szczęścia - w postaci bycia w dobrym miejscu w odpowiednim czasie, bo dyrektor Robert Talarczyk bardzo skupiał się wówczas na tym, żeby tę śląskość rozwijać. Świetnie mu to idzie! No i jak mnie zauważył przy próbach do pierwszej premiery, którą tam robiłem, która też tak się pojawiła w moim życiu przypadkiem, to potem jakoś tak mam wrażenie i on i moi koledzy z teatru dbali o to, żebym się jednak pojawiał w kolejnych rzeczach. No i w końcu mi zaproponował pracę. No i mam. No i jestem.

fot. Przemysław Jendroska
M.Ś.: Jaka była Twoja pierwsza premiera?
P. Kempa: To była "Pokora", wyreżyserował ją właśnie Robert Talarczyk, dyrektor, na podstawie książki Szczepana Twardocha o tym samym tytule. Twardoch też napisał scenariusz. I tam zagrałem rolę. Pamiętam to jak dziś. Zaczęło się od tego, że Twardoch wydał książkę "Pokora". Razem z moją aktualnie już żoną zaczęliśmy ją czytać - bardzo mi się podobała i wiedząc, że poprzednią książkę Twardocha już wystawili w teatrze, zaczęły mi się pojawiać w głowie takie marzenia "jakie to by było super, jakby ktoś to wystawił w teatrze, najlepiej znowu Talarczyk i to by było świetnie być w tym spektaklu!". Już w ogóle szczytem moich marzeń było to, aby móc zagrać brata głównego bohatera. To było dla mnie największe marzenie. I okazało się, że 1 kwietnia dostałem wiadomość od dyrektora mojej szkoły, który jest też aktorem na etacie w teatrze, że Robert Talarczyk szuka kogoś do nowego spektaklu, do „Pokory” - chłopaka, który mówi po śląsku. Dużej nadziei sobie jeszcze nie robiłem, ale mówię w porządku, spróbuję. Nagrałem mu próbkę i wysłałem.
Wszystko stało w ciągu pół godziny. Dyrektor szkoły odpisał mi, że się dostałem. Informację potwierdziła mi inna aktorka, która napisała mi, że zagram brata głównego bohatera! Jak tego samego dnia widziałem się z moją jeszcze wtedy dziewczyną, nie umiała mi uwierzyć przez pół godziny, bo to był pierwszy kwietnia, więc myślała, że robię sobie z niej żarty. W końcu tak dużo rozmawialiśmy o tej "Pokorze", jak fajnie byłoby ją wystawić! I się udało!
M.Ś.: Ile premier masz już na koncie?
P. Kempa: Drugie było „Nikaj” - świetny spektakl, który gramy w Sosnowcu w Teatrze Zagłębia na podstawie książki "Kajś" - oba napisane przez Zbigniewa Rokitę. W trakcie prób do „Pokory” już dyrektor Talarczyk się mnie zapytał, czy chciałbym tam wystąpić. Złapałem po prostu Pana Boga za nogi! Potem była premiera „Węgla nie ma” potem było „Łaskawe”. Następnie „Korfanty. Rebelia!”, „Folwark zwierzęcy”, jeszcze gdzieś pomiędzy byli „Małżonkowie”, teraz gramy „Tkoczy”. Takich oficjalnie procesów przeszedłem bodajże właśnie osiem.
M.Ś.: Jest coś jeszcze. Szczególnie zainteresował mnie fakt, że miałeś okazję dubbingować kilka postaci w grze Gothic w języku śląskim!
P. Kempa: O tak, to jest coś przewspaniałego! Koleżanka do mnie napisała, że jej znajomy, Karol, będzie do mnie pisał, bo ma do mnie interes. Okazało się, że Karol i jego koledzy to zajawkowicze, którzy uznali, że zrobią po śląsku dubbing do Gothic 1. To jest w ogóle genialny pomysł. Ja myślę, że powinniśmy w naszej śląskiej kulturze w to iść! Na początku to było totalnie hobbistyczne - zadzwonił do mnie Karol Chwastek i powiedział, że nic za to za bardzo nie dostanę, ale byłoby świetnie, gdybym się zdecydował. Ja się od razu zgodziłem, bo to jest coś, co połączyło moje dwie ukochane rzeczy, czyli Śląsk i gry.
Pojechałem tam, świetnie się bawiliśmy. Najpierw dostałem jedną postać i parę tygodni później Karol zadzwonił do mnie znowu, że dostali grant i że teraz to już robią to na poważnie i że dostanę za swój wkład wynagrodzenie. Wtedy nagraliśmy kolejne postaci.
W tym roku dubbing ma wyjść jako modyfikacja. Czekam na to bardzo, bo ja sam nigdy nie grałem, mimo że jest to kultowa gra w Polsce. Ale chyba jestem na to za młody mimo wszystko! (śmiech) Będzie super okazja ku temu, żeby w to zagrać. Jak już wyjdzie ta modyfikacja, będę mógł usłyszeć siebie i moich kolegów aktorów, których mnóstwo się tam też przewinęło.
M.Ś.: Jak się czujesz z tym, że możesz promować naszą kulturę? I to na różne sposoby jak widać!
P. Kempa: Czuję się z tym świetnie i wygodniej niż sądziłem.
Idąc do szkoły aktorskiej i zaczynając pracę w tym teatrze, w ogóle nie byłem wkręcony w Śląsk. Pojawiłem się w „Pokorze” dlatego, że umiałem mówić po śląsku, ale nawet wtedy jeszcze nie sądziłem, że to będzie taki ważny aspekt mojego życia. A teraz okazuje się, że większość rzeczy, które robię w teatrze, jest po śląsku, o Śląsku. I super się w tym czuję, chociaż nie czuję się kompetentny do tego, żeby wypowiadać się na ten temat, bo jestem młody, głupi i pewnie za mało jeszcze wiem.
Zrobiliśmy teraz premierę „Tkocze” na podstawie książki Gerharta Hautmana o tym samym tytule. Przełożył to Mirek Syniawa i wyreżyserowała Maja Kleczewska. To była chyba pierwsza premiera spektaklu, który nie mówi bezpośrednio o Śląsku, ale jest przełożony całkowicie na język śląski. Przy okazji tej premiery poczułem się swobodniej niż zwykle. I tak zawodowo i z samym śląskim – czuję się coraz bardziej częścią tej kultury.
M.Ś.: Przy okazji naszej rozmowy nie mogłabym nie zapytać o manifest wystosowany przez aktorów Teatru Śląskiego w walce o godne płace.
P. Kempa: Przy okazji ostatniej premiery postanowiliśmy wyjść z manifestem. W pracy aktora teatralnego na etacie to wygląda tak, że dostajemy najniższą krajową jako podstawę, z której też jest odliczana potem emerytura i doliczane dodatki za zagrane spektakle. Walczymy o to, żeby ta pensja była wyższa, żebyśmy dostawali godziwe wynagrodzenie, bo jak już wcześniej mówiłem, aktorów na etacie jest 1700 w Polsce, co jest naprawdę bardzo małą liczbą. Kiedy nie ma premiery, kiedy nie ma prób, kiedy nie ma spektakli, dostajemy tylko tę najniższą krajową. To, czy zagramy, jest bardzo zależne od repertuaru, od tego, w ilu spektaklach jesteśmy, czy teatr jest otwarty, bo w wakacje jest zamknięty, więc dostajemy tylko te podstawy i to jest wszystko.
I dużo jest takich głosów, że możemy sobie przecież dorabiać - możemy gdzieś iść do serialu albo do filmu, albo do innego teatru. To jest głupota po prostu, to trzeba nazwać po imieniu, bo ja będąc na etacie w placówce na umowie, nie chcę jeszcze musieć dorabiać. Podpisałem tę umowę, więc chcę dostawać wynagrodzenie takie, żeby móc spokojnie z tego żyć. Świetnie to napisała Ewa Leśniak, która powiedziała, że zaraz obok teatru jest „zielony sklep”, w którym młodzi ludzie od razu, z miejsca więcej zarabiają niż my na etacie w teatrze.
Chcielibyśmy, żeby nasz zawód w ogóle był bardziej szanowany. Mamy głównie na myśli aktorów teatralnych. Są ludzie, którzy są gwiazdami, którzy zarabiają "nie wiadomo jakie" pieniądze i to jest super, bo nie chcemy im tego odejmować, tylko chcemy po prostu, żeby nas również zauważono.
M.Ś.: I na zakończenie – masz jakieś zawodowe marzenie?
P. Kempa: Nie wiem, czy to jest moje marzenie, żeby być jakimś wielce szanowanym aktorem. Na pewno fajnie by było.
Wydaje mi się, że najbardziej zawsze dla mnie ważne było, żeby się dobrze bawić w tym zawodzie. Strasznie dużo czasu spędzamy w pracy w swoim życiu, więc chciałbym dobrze wspominać ten czas. To by było dla mnie najważniejsze. A gdybym był przy okazji zauważony i doceniony, to już zupełnie byłoby świetnie. Może to zabrzmi banalnie, ale chciałbym czuć się spełniony.
Chciałbym wrócić do domu i czuć, że dobrze robię i jestem zadowolony. Chciałbym być dumny z siebie, że coś osiągnąłem, idę w dobrą stronę i się spełniam.
M.Ś: I tego Ci życzę! Dziękuję za rozmowę.
P. Kempa: Dziękuję bardzo!
Rudzianina możecie oglądać w najnowszej premierze Teatru Śląskiego „Tkocze”! Mieliście już okazję ją zobaczyć? Dajcie znać w komentarzach!