Wiadomości z Rudy Śląskiej

Wszystkie dzieci mówią do mnie mamo - Grażyna Strączek, Rodzinny Dom Dziecka nr 1

  • Dodano: 2016-06-01 08:00, aktualizacja: 2016-06-01 08:21
Dzień Dziecka to dobry czas, żeby pokazać, że niektóre dzieci mają inne marzenia niż otrzymanie kolejnej zabawki, drogiego sprzętu czy góry słodyczy. To marzenie posiadania domu i rodziny. 
 
Taki dom stworzyła dzieciom Pani Grażyna Strączek, która prowadzi Rodzinny Dom Dziecka nr 1 przy ul. Broniewskiego.
 
Pani Grażyno, od kiedy prowadzi Pani Rodzinny Dom Dziecka w Rudzie Śląskiej - Bielszowicach? Od kiedy on istnieje?
 
Rodzinny Dom Dziecka w Bielszowicach istnieje od 1981 roku. Najpierw państwo Gessner sprawowali tutaj opiekę nad dziećmi, a po śmierci Pana Klaudiusza i po przejściu na emeryturę Pani Edyty, od kwietnia 2000 roku przejęliśmy ich obowiązki.
 
Ile dzieci ma Pani pod opieką?
 
Obecnie w naszym domu wychowuje się 10 dzieci. Są to rodzeństwa, które mieszkają z nami już od 8, a nawet 14 lat. Dzieci są w wieku od 11 od 19 lat. Najmłodsze z nich, kiedy dołączyły do naszej rodziny, miały zaledwie kilkanaście miesięcy, a teraz są to już prawie dorosłe nastolatki.
 
Są też podopieczni, którzy już opuścili dom?
 
Tak. Od roku 2000 opiekę w naszym domu znalazło łącznie 36 dzieci. Kilkoro z nich powróciło do swoich rodzin naturalnych, jedna znalazła rodzinę adopcyjną, a większość dorosłych wychowanków usamodzielniło się i założyli własne rodziny. Dorośli wychowankowie razem ze swoimi rodzinami bardzo często goszczą w naszym domu, szczególnie w okresie świąt lub rocznic.
 
Jak wygląda droga dziecka, zanim trafi do takiego domu?
 
Bardzo różnie toczyły się losy naszych dzieci, zanim zawitały w naszych progach. Zdarzało się, że były przywożone do nas prosto po interwencji policji i pracowników pomocy społecznej. W innych przypadkach najpierw przebywały w placówkach interwencyjnych lub w rodzinach o charakterze pogotowia opiekuńczego, czasem przez kilka lat były przekazywane do różnych placówek opiekuńczych. Widać więc, że losy naszych dzieci były różne i w zasadzie nie ma żadnych reguł, które miałyby tu zastosowanie. Dzieci mają również bardzo różną sytuację prawną, niektóre nie mają rodziców, ponieważ zmarli, albo jedno z nich albo oboje. W tych przypadkach jestem ich prawnym opiekunem. Są również dzieci, których rodzice posiadają władzę rodzicielską, a ograniczenie ich praw polega na umieszczeniu dzieci w placówce. Najważniejszą zasadą jest jak najszybsze umieszczenie dziecka w rodzinie, w której poczuje się bezpieczne, otoczone opieką, gdzie będzie wychowywać się w warunkach przypominających wielodzietną rodzinę. Ponadto priorytetem jest nierozdzielanie rodzeństw, dlatego też ilość dzieci w naszym domu jest duża, ale to tylko dlatego, że są to liczne rodzeństwa.
 
Jakie to uczucie, kiedy dzieci przynoszą piękne laurki z okazji Dnia Mamy i rzucają się na szyję z podziękowaniami?
 
Każde święta takie jak Dzień Matki, urodziny czy Boże Narodzenie to w naszym domu szczególne dni. Kiedy dzieci były młodsze, wręcz zasypywały mnie laurkami, własnoręcznie zrobionymi prezentami, papierowymi kwiatkami, czy obrazkami wykonanymi różnymi technikami. Mam pełne pudełko tych prezentów, do którego często zaglądam. Teraz, kiedy są już prawie dorosłe, ich prezenty i niespodzianki przyjęły inny charakter, np. bardzo miło jest, kiedy w Dzień Matki rano budzi mnie aromat pachnącej kawy, a na stole w kuchni przygotowane są naleśniki ze śmietaną i owocami, przepyszna jajecznica, czy paróweczki w cieście francuskim. To bardzo miłe, gdy dzieci starają się zrobić mi niespodziankę, przygotowując samodzielnie posiłki na ładnie udekorowanym stole. Piękne jest również to, kiedy w takim dniu dorośli, usamodzielnieni wychowankowie pamiętają o życzeniach i kwiatach.
 
Jak dzieci się do Pani zwracają? Jest Pani ich mamą, ciocią, a może bardziej przyjaciółką?
 
Wszystkie dzieci zwracają się do mnie mamo. Nawet te, które mieszkały z nami kilka lub kilkanaście miesięcy, a niejednokrotnie mają już ponad 30 lat.
 
Kiedy zrodziło się w Pani poczucie takiej misji, którą niewątpliwie jest prowadzenie rodzinnego domu dziecka?
 
Jako jedynaczka zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. Moim biologicznym dzieciom starałam się stworzyć rodzinę, gdzie wszyscy będą się kochać i szanować. Pracując wiele lat w pomocy społecznej, niejednokrotnie spotykałam dzieci, których rodzice z różnych powodów nie byli w stanie zaspokoić ich podstawowych potrzeb, były zaniedbane i głodne. Razem z rodziną postanowiliśmy spróbować im pomóc, dać im "normalny" dom, nauczyć innego stylu życia, poszanowania dla siebie i innych. Przekazać wartości, które będą im potrzebne w dorosłym życiu, podnieść ich samoocenę i wiarę we własne możliwości, a przede wszystkim wyrwać ich z kręgu bezradności i życia dniem dzisiejszym.
 
To wielka radość, ale też ogromna odpowiedzialność i niejednokrotnie ciężkie chwile. Co jest dla Pani najtrudniejsze?
 
Najtrudniejsze chwile są wtedy, kiedy muszę towarzyszyć dzieciom w chwilach ich porażki. Kiedy np. mają kłopoty w szkole, kiedy nie są w stanie zrealizować swoich marzeń czy w czasie choroby. Wtedy zawsze staramy się wspólnie znaleźć wyjście z sytuacji, poszukać pomocy np. u specjalistów (psychologa,  terapeuty czy lekarza), skierować ich działania w innym kierunku, gdzie mogą mieć szansę na sukces i realizację swoich zamierzeń.
 
Zwyczajny dzień w Pani domu - zaczyna się chyba bardzo wcześnie?
 
Dzień zaczynam około 6.30 od nastawienia mleka, przygotowania śniadania dla dzieci i oczywiście kawy dla siebie. Potem budzę kolejno dzieci, w zależności o której godzinie rozpoczynają lekcje. W czasie kiedy jedzą śniadanie, przygotowuję im kanapki do szkoły i sprawdzamy, czy wszystko mają spakowane. Kiedy już drzwi zamkną się za ostatnimi dziećmi, mam chwilę dla siebie. Sprawdzam kalendarz i zaplanowane zadania, takie jak np. terapia z dzieckiem, wizyta u lekarza, sprawy administracyjne do załatwienia. Powoli przychodzi czas na przygotowanie obiadu, który oczywiście musi być dwudaniowy, bo chłopcy za godzinkę byliby głodni (śmiech). Ponieważ lubię gotować, bardzo często w czasie przygotowywania obiadu upiekę jakieś ciasto czy zrobię deser. I tak nastaje pora, kiedy wszyscy wracają do domu ze szkoły czy z praktyk. Wtedy czeka obiad, odrabianie zadań, przygotowanie do szkoły na następny dzień, rozmowy o tym, jak minął im dzień co ciekawego ich spotkało. Potem dzieci wypełniają swoje obowiązki w domu (mają ustalony grafik i pomagają w pracach domowych). Kolejno podwórko, trening albo inne zainteresowania aż do kolacji. Wspólnie przygotowujemy kolację, następnie toaleta wieczorna i wspólne oglądanie filmu. Kiedy wszyscy rozejdą się do swoich pokoi i w domu jest już cicho, siadam do komputera i uzupełniam dokumentację dzieci, piszę pisma czy zaglądam na strony internetowe fundacji czy organizacji, gdzie można uzyskać pomoc dla naszych dzieci, np. w formie konkursów grantowych czy programów stypendialnych. Dzięki tym instytucjom udaje mi się czasem pozyskać środki na np. wypoczynek dla dzieci, remont czy doposażenie domu lub pokrycie kosztów kursów dla wychowanków. Na koniec dnia przygotowuję sobie grafik na następny dzień.
 
Ma Pani wiele obowiązków. Jakie jest największe marzenie Waszego domu?
 
Największym naszym marzeniem jest, aby nie trzeba było martwić się o środki np. na wakacje, wyjścia do kina, zakup rowerów czy wyjazd poza miasto. Co prawda mamy do dyspozycji 9-osobowego busa, jednak z uwagi na jego wiek (a ma już 20 lat) często psuje się i jego utrzymanie jest dość kłopotliwe. Posiadanie nowszego i sprawnego samochodu, który zabrałby naszą rodzinkę na wspólną wyprawę, jest  naszym priorytetem.
 
Dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego!
 
Dziękujemy.
 

Komentarze (8)    dodaj »

  • slonzoczka

    Zamiast komuś liczyć i patrzeć do potmaneja,weź sie taka gromadkę i pokaż na co cie stać.Głupie twoje dosrywanie, to przykra"zaleta".

  • pani g ma wszytk

    ale nie biadoleże nie mam. Z każdej strony dostają kasę ale jak zwykle mało

  • taki sobie wpis

    Sorry ale na każde dziecko ile pieniedzy dostaje pani od Państwa i dodatkowe 500+ - to chyba wystarczy aby im zapewnic wyjście do kina czy innaą przyjemność.

  • Gosc

    Ile? W publikacji ktora sie ostatnio ukazala w mediach to- rodzina zastepcza dostaje ok 1200zl natomiast Dom Dziecka 10 razy tyle na jedno dziecko.

  • emma

    500+ jest od miesiąca. Pani Grażyna prowadzi Rodzinny Dom Dziecka od 20 lat!Poświęca swój czas i energię żeby dać dzieciom dom. Dzieciom z traumatycznymi doświadczeniami, trudnymi, okaleczonymi emocjonalnie. Jak ktoś chętny to niech się wykaże.

  • tere

    Ta Pani daje więcej niż 500plus. Daje serce i ogromną pracę aby wychować podopiecznych. Dom dziecka to nie działalność aby się wzbogacić finansowo. Tutaj się inwestuje każdy grosz w rozwój każdego dzieciaka. I skończcie już z tą zawistną ekonomią. Każdy ponad każdym. Nawet dzieciakom liczą kasę którym marzeniem jest normalny dom , mama i tata.

  • Ja

    Matko, co za ludzie... Sami nie mają, innym nie dadzą. Kobieta tworzy w swoim życiu wspaniałe dzieło! Oby tak dalej Pani Grażyno! Życzę siły!

  • meaa

    Jak fajnie, że wśród nas są Anioły :) Szkoda, że inne instytucje, które powinny nieść pomoc dzieciom naszego miasta tak często zawodzą...

Dodaj komentarz

chcę otrzymać bezpłatny newsletter portalu RudaSlaska.com.pl.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Wydawca portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Czytaj również