Wspinamy się w kierunku czwartej fali zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2, co widać po codziennych raportach - powiedziała PAP prof. Joanna Zajkowska z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Dodała jednak, że Polsce nie grozi już jednak powtórka "dramatu" z wiosny
"Wspinamy się w kierunku czwartej fali. Są powroty z wakacji i to często z krajów, które są tzw. hotspotami, w których jest duża transmisja. Nawet przy dobrym systemie nadzoru jakaś liczba zakażeń będzie przywleczona. Wszelkie przesłanki nakazują więc prognozować wzrosty. Do tego jesienią wrócimy do pomieszczeń. Będziemy też kaszleć i kichać z innych powodów. Dzieci wrócą do szkół, a one też mogą transmitować wirusa. Szczyt fali zbiegnie się więc ze znanym od lat szczytem infekcji górnych i dolnych dróg oddechowych" - powiedziała PAP ekspertka od chorób zakaźnych.
Przyznała, że szczepienia są bardzo ważnym elementem walki z epidemią. One plus ostrożność w kontaktach w zamkniętych pomieszczeniach znacząco poprawiają sytuację epidemiczną.
"To wszystko, co my możemy zrobić. (...) Nie spodziewam się jednak w Polsce powtórki sytuacji, powtórki dramatu z jesieni ubiegłego roku i wiosny. Jednak wrażliwość populacji na tego wirusa jest mniejsza. Wiele osób miało z nim już styczność. Do tego połowa obywateli się zaszczepiła, więc nacisk na ochronę zdrowia osób wymagających hospitalizacji po zakażeniu powinien być znacznie mniejszy" - dodała.
Pytana o to, czy dobrym rozwiązaniem byłyby obowiązkowe szczepienia dla grup szczególnie narażonych na ciężki przebieg zakażenia przyznała, że jest za dobrowolnością decyzji.
"Dobrowolność nie oznacza jednak braku konsekwencji. Jeżeli ktoś odmawia szczepienia, to korzystając z wielu miejsc powinien okazywać negatywny wynik testu. To powinno dotyczyć np. odwiedzin bliskich w szpitalu. Świadomy i niezależny wybór - tak, narażanie innych - nie" - podsumowała prof. Zajkowska. (PAP)