Rozmawiam z kabareciarzem, aktorem, członkiem Kabaretu Rak - Grzegorzem Poloczkiem. Na rynku pojawiła się jego autorska płyta "...z mojego placu", na której znajdziecie 25 utworów.
Nowa płyta już w sprzedaży. Skąd czerpie Pan inspiracje do tworzenia tekstów?
Od zawsze tworzę teksty – one siedzą w mojej głowie. Jeśli chodzi o pierwszą płytę "...z mojego placu" są to teksty śląskie, wspominkowe – czasy z dzieciństwa, miejsca, które odwiedzałem. Każda piosenka opisuje konkretne miejsce lub zdarzenie z mojej przeszłości ( nowy anzug, piosenka o psie, o rowerze).
Druga część "... i inne ulubione piosenki", to piosenki, które bardzo mi się podobają, które śpiewałem przy różnych okolicznościach, np. piosenka związana z jubileuszem. Fascynuje mnie muzyka chorwacka – do takiej muzyki napisałem również tekst. Jedna związana jest z przemijaniem i śmiercią, napisałem ją po tragedii w kopalni w Halembie - "Aż karbidka zgaśnie".
Jak długo płyta powstawała?
Na przestrzeni dwóch lat. Teksty napisałem szybko, ale w zakresie aranżacji współpracowałem z Marcinem Kindla oraz Andrzejem Skaźnik i tutaj sprawa się trochę przeciągnęła.
Płyta solowa to Pana sukces?
Nie planowałem tego, ale teraz jestem zadowolony. Chciałem robić to z kolegami, ale oni byli zajęci innymi sprawami, innymi projektami, dlatego też zdecydowałem o wydaniu płyty solowej. Moje piosenki są grane w śląskich radiach, takich jak Radio Fest czy Radio Piekary i to jest dla mnie powód do radości. Dodatkowo spotykam się z ciepłym odbiorem ze strony mieszkańców.
Dla kogo płyta jest przeznaczona?
Każdy znajdzie coś dla siebie, każdemu spodoba się inna piosenka. Jedna przeznaczona jest dla Ślązaków. Jeśli Ślązacy kupią płytę, gdzie będą śląskie piosenki, to ta druga nie będzie im przeszkadzała. Ponadto kupno dwóch płyt jest bardziej atrakcyjne cenowo.
Są dwie sytuacje: kiedy miasto wspiera twórcę oraz kiedy twórca swą działalnością wspiera miasto. U Pana to jest ta druga sytuacja?
Myślę, że tak jest. Pracowałem w kopalni, nie byłem artystą. Braliśmy z kolegami udział w przeglądach kabaretowych, sławiąc przy tym nasze miasto rodzinne. Mieszkam tu na stałe, chcę coś dla tego miasta robić. Jestem zadowolony z organizacji "Hanysów" – odwiedziło nas wielu znamienitych gości, m.in. premier Jerzy Buzek, prezydent Lech Wałęsa. Jestem również pomysłodawcą konkursu "Śląskie talenty".
Czy czuje się Pan niedowartościowany ze strony miasta?
Nie, o nic nie mam pretensji. Ja bardzo lubię moje miasto i daję to, co mogę . A miasto mi to oddaje, bo mogę tutaj realizować moje pomysły. Jestem wdzięczny za owocną i bardzo dobrą współpracę z całą załogą Miejskiego Centrum Kultury.
A jak wygląda sytuacja z kulturą w naszym mieście? To pustynia kulturalna?
Ruda Śląska jest na wysokim poziomie kulturalnym. Krytykują ci, którzy do tej pory w tym kierunku nic nie zrobili, albo nie zamierzają nic robić. Nigdzie nie chodzą, niczym się nie interesują, a w pewnym momencie, gdy chcą zaistnieć, muszą powiedzieć coś kontrowersyjnego.
Jesteśmy miastem robotniczym, nie mamy wyższych uczelni, nie ma nocnego, często studenckiego życia. Jednak są kawiarnie, puby - są miejsca, gdzie można miło spędzić wolny czas. A "kultura przez duże K" to np. propozycje w ramach Rudzkiej Jesieni Kulturalnej, artyści z górnej półki odwiedzają nasze domy kultury, w mieście są dwa kina, w tym jedno studyjne, gdzie emitowane są bardzo ambitne filmy. Trzeba chcieć i korzystać z tego, co mamy.
Mamy wiele ciekawych wydarzeń, ostatnio uczestniczyłem w Festiwalu Wspomnień, gdzie impreza trwała cały dzień. Niestety nie było zbyt wielu mieszkańców.
Ci bogatsi wyjeżdżają na wczasy, a ci, których nie stać, nawet nie byli w Parku Śląskim, a przecież taki wypoczynek jest za darmo. Wystarczy chcieć!
Jakie plany na najbliższa przyszłość?
Przez sześć tygodni byliśmy z grupą Vox w Stanach Zjednoczonych. Daliśmy 20 koncertów, przejechaliśmy ponad 24 tys. kilometrów. W aucie powstało 12 nowych piosenek. One są inne niż te dotychczasowe, z innego świata. Jeszcze nie wiem jak wykorzystam te teksty. Czas pokaże.
A czy pomaga Pan młodym twórcom?
Zdarza się, napisałem piosenkę dla rodzeństwa z Tarnowskich Gór - dostali wyróżnienie na Festiwalu Piosenki Śląskiej w Zabrzu. Niestety ogranicza mnie brak czasu.
A czym interesuje się Pan Grzegorz Poloczek prywatnie?
Przede wszystkim tenis. A oprócz tego skutecznie zajmuje nasz czas, mój i mojej żony, opieką nad wnuczką Martynką. Z jednej strony przyjemność, z drugiej obowiązek.
Co radzić młodym artystom, którzy chcą zaistnieć na scenie?
Przede wszystkim trzeba mieć zapał i nie poddawać się. Potrzeba wielu prób, ćwiczeń i samodyscypliny. Bardzo ważne jest to, by starać się być obiektywnym, patrzeć na swoje dokonania krytycznym okiem. Potrafić ocenić siebie, ale też nie należy się bać poprosić o ocenę innych.
Programów telewizyjnych, gdzie poszukuje się talentów jest w ostatnim czasie mnóstwo, jednak nie wszyscy odniosą sukces...
Trzeba wierzyć w to, co się robi. I ocenić czy nasze działanie jest wartościowe. My nie mieliśmy koneksji w telewizji, a w pewien sposób nam się udało. I co ważne – trzeba być człowiekiem.
A częściej występuje Pan solowo czy z kabaretem?
Kabaret zawsze traktowałem priorytetowo. Wiele osób zwracało mi uwagę, że moi koledzy robią coś dodatkowo, a ja nie. Każdy ma własne życie – koledzy grają w serialach, ja nie mam o to żalu. Wręcz przeciwnie wpływa to na popularność i splendor kabaretu.
Kabaret prosperuje dobrze i tego chciałbym się trzymać. Ta forma chyba jest najmądrzejsza i sprawdza się na przestrzeni lat. Jeśli ktoś z nas zbyt zaangażuje się w prywatne przedsięwzięcia, myślę, że na tym straci. Każdy artysta ma taką myśl, że może lepiej postawić na działanie indywidualne, ale takie myślenie jest zgubne.
A pomysły na nowe programy i piosenki wciąż są?
Tak, choć ostatnio rzadziej się spotykamy, rzadziej ćwiczymy. Nasz kabaret to styl konferansjerski, nie chcemy na scenie się przebierać. Nasz kabaret opiera się na słowie, na tekście, na muzyce, na piosence, na literaturze.
Niektórzy nam zarzucają, że mówimy po śląsku, że jest to gorsze. Ale to nie jest nasz problem, my czujemy się Ślązakami i mówiąc w ten sposób jesteśmy bardziej autentyczni.
Uczynili Panowie z tego cechę charakterystyczną Kabaretu Rak?
Być może tak się stało, to nie jest nasz problem, to jest nasza zaleta. My używamy śląskiego, ale bazujemy na tematyce ogólnej. Miejsce, gdzie się urodziłem, gdzie się wychowałem jest bardzo ważne.
W takim razie pochodzenie ma znaczenie...
I to bardzo.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.