W związku z tegorocznym obniżeniem PIT-u do samorządów w całej Polsce wpływa mniej pieniędzy. Mniejszy podatek to mniejsze wpływy do lokalnych budżetów, a to przekłada się nie tylko na wstrzymanie wielu inwestycji, ale powoduje również spore cięcia na zadania fakultatywne.
Obniżenie podatku jest dobre dla mieszkańców, ale fatalnie wpływa na budżet miasta
Obniżenie podatku PIT z 18% na 17%, zwolnienie z podatku osób poniżej 26 roku życia, dwukrotny wzrost kosztów uzyskania przychodów i planowane podniesienie pensji minimalnej do 2600 złotych brutto, a do końca roku do 3000 brutto - wszystkie te czynniki, korzystne z punktu widzenia pracowników, są niekorzystne z perspektywy samorządowych budżetów.
44% budżetu Rudy Śląskiej to wpływy z podatku PIT, wobec tego każda jego obniżka wpłynie na środki, jakimi dysponuje miasto. Symulacja Związku Miast Polskich wskazuje, że dochody Rudy Śląskiej spadną nawet o 27 milionów złotych. W ostatnich latach znacznie wzrosły również wydatki miasta m.in. na wynagrodzenia, w tym na wynagrodzenia dla nauczycieli, które nie są - wbrew założeniom systemu - odpowiednio refundowane z budżetu centralnego.
O tym, że wraz z obniżką podatku PIT sytuacja finansowa miasta diametralnie się zmieniła informuje podczas spotkań z mieszkańcami prezydent Rudy Śląskiej Grażyna Dziedzic:
– Musimy ograniczyć wydatki na inwestycje. Od czerwca ogłaszamy tylko te przetargi, na które mamy dofinansowanie unijne oraz na najpotrzebniejsze zadania, żeby później nie okazało się, że nasze miasto wpadło w długi, z których będzie trudno wyjść – powiedziała na spotkaniu z rudzianami Grażyna Dziedzic, prezydent Rudy Śląskiej.
Sprawę bardziej szczegółowo wyjaśnia Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej:
Wiosną mówiliśmy, że dochody miasta będą oscylować powyżej 800 milionów złotych, w tej chwili jest to kwota 809 milionów. Wydatki planujemy na poziomie 839 milionów złotych. Wydatki inwestycyjne na początku roku planowaliśmy na poziomie 141 milionów złotych, one będą niższe nawet o 40 milionów. To nie wynika z naszej nieudolności czy baku efektywności, to jest efekt zmian prawnych, które nastąpiły od wiosennego spotkania - mówił na jednym ze spotkań z mieszkańcami wiceprezydent Krzysztof Mejer.
Uczniowie nie otrzymają stypendiów, nie będą organizowane półkolonie, wstrzymana zostanie też działalność świetlic socjoterapeutycznych
Skutki są odczuwalne już teraz, bo w Rudzie Śląskiej uczniowie nie otrzymają stypendiów, nie będą organizowane półkolonie, wstrzymana zostanie też działalność świetlic socjoterapeutycznych.
Na problem zwróciła uwagę jedna z mieszkanek miasta, która w mediach społecznościowych podniosła
Jestem po zebraniu w szkole moich dzieci. Dostałam informację, że w tym roku nie będzie stypendium naukowego i sportowego dla dzieci. Nie będą też organizowane półkolonie letnie bądź zimowe, bo miasto nie ma pieniędzy na finansowanie tego. Czy we wszystkich szkołach w naszym mieście tak jest? Ktoś coś wie? - napisała internautka w grupie Radzi Rudzie.
W dyskusji, która się wywiązała, głos zabrał miedzy innymi wiceprezydent miasta Krzysztof Mejer:
- Niestety zmiany podatkowe i zmiany wynagrodzeń / podniesienie pensji minimalnej + podwyżka płac dla nauczycieli / spowodują spadek dochodów gminy o 27 mln złotych oraz wzrost wydatków o ponad 20 mln. Niestety w ślad za tym nie idzie „wzrost” tzw. udziałów, które otrzymujemy z budżetu państwa. Na podwyżki dla nauczycieli otrzymamy w przyszłym roku 1,5 mln zł, a musimy wydać ponad 13 mln. A warto pamiętać, ze do tej pory dokładaliśmy już do pensji ponad 21 mln zł. W tej sytuacji starczy nam pieniędzy tylko na realizacje zadań obowiązkowych. Świetlice socjoterapeutyczne są zadaniami dodatkowymi - tłumaczył wiceprezydent Rudy Śląskiej Krzysztof Mejer podczas dyskusji, jaka wywiązała się w mediach społecznościowych -Problem dotyczy niestety całego miasta a nie jednej szkoły. Zamiast świetlic socjoterapeutycznych pozostają świetlice szkolne. Dzieci będą mogły z nich korzystać do późnych godzin popołudniowych - dodał.
To nie tylko kryzys, to również szansa - komentarz autora
Niestety, nic nie wskazuje na to, że sytuacja się zmieni, a w obliczu planów rządu Prawa i Sprawiedliwości problem może się jeszcze bardziej pogłębić, bo według przedwyborczych zapowiedzi płaca minimalna do końca przyszłego roku ma wzrosnąć nawet do 3000 brutto, podniesione zostaną również płace nauczycieli, a to - bez względu na to, czy samo w sobie jest dobrym posunięciem, czy też nie - jeszcze bardziej przyciśnie samorządowe budżety.
Cała sytuacja pokazuje, jak lekko traktowane są podstawowe prawa ekonomii i jak silna jest w rządzie pokusa w tworzeniu gospodarki centralnie planowanej, w perspektywie której nie da się, a czasami nie chce się, przewidzieć wszystkich konsekwencji podejmowanych decyzji.
Paradoksalnie jednak z całego zamieszania może wyniknąć chociażby jedna pozytywna rzecz - skoro decyzje rządu powodują, że mniej pieniędzy jest w budżetach miast, a więcej w naszych kieszeniach, to może nauczymy się w końcu faktycznie zażywać wolności i brać za nią odpowiedzialność, również przy wydawaniu pieniędzy? Może zaczniemy być samodzielni i prawdziwie samorządni, nie tylko na poziomie rodziny, ale również osiedla, dzielnicy czy miasta.