Muzyk, dyrygent, miłośnik orkiestr górniczych i śpiewu chóralnego – poznajcie pana Kamila Gojowego! Rudzianin bierze udział w organizowaniu i koordynowaniu festiwalu Noc Chórów, który z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością. Co zapoczątkowało miłość pana Kamila do muzyki chóralnej? Jakie są dalsze plany na rozwój festiwalu? Zapraszamy do lektury wywiadu!
Kamil Gojowy zawodowo związany jest z szeroko pojętą kulturą i ochroną materialnego i niematerialnego dziedzictwa Górnego Śląska. Przygodę z muzyką zaczął już jako dziecko, jednak miłość do chórów pojawiła się znacznie później. Poznajcie bliżej rudzianina, który stoi za organizacją festiwalu Noc Chórów, którego 6. już edycja odbędzie się 31 maja!
M.Ś: Jak zaczęła się Pańska przygoda z muzyką?
K. Gojowy: Moja przygoda z muzyką zaczęła się, myślę, bardzo standardowo. Gdy chodziliśmy z moim bratem bliźniakiem do przedszkola na Orzegowie do sióstr Elżbietanek, ówczesny nauczyciel akordeonu, a obecny dyrektor Szkoły Muzycznej w Rudzie Śląskiej, Mirosław Krause, przyjechał do naszego przedszkola z programem weryfikacji muzykalności przedszkolaków. My z bratem takie zdolności wykazaliśmy, więc dostaliśmy zaproszenie i zachętę do tego, aby aplikować do Szkoły Muzycznej. Aplikowaliśmy na fortepian i gitarę - na gitarę nie mieliśmy predyspozycji, a na fortepian nie było nas wówczas stać. W tamtych czasach takie instrumenty jak fortepian czy pianino trzeba było mieć po prostu w domu, nie dało się ich wypożyczyć. Więc trafiliśmy na akordeon, do klasy pana Mirosława Krauze. W późniejszych latach rozwijaliśmy się u pana Andrzeja Zaczkowskiego. I tak skończyliśmy pierwszy stopień Szkoły Muzycznej. Cały czas mówię w liczbie mnogiej, bo moja historia muzyczna jest ściśle związana z moim bratem, razem przemierzaliśmy te pierwsze lata.
Po pierwszym stopniu trochę nam się odechciało, ale rodzice bardzo walczyli o to, żebyśmy kontynuowali naukę w Szkole Muzycznej. To też zapewne było powiązane z tym, że widzieli, że mamy fajnych kolegów, dobre środowisko do rozwoju, że jesteśmy aktywnie obecni w tej przestrzeni twórczej. No i udało im się nas przekonać. Poszliśmy tym razem na instrumenty dęte - ja na saksofon, a mój brat na puzon. Zaczęliśmy zupełnie nowy etap w swoim życiu. Po kilku latach mój brat uczył się u pana Konopki, później u pana Ogrodnika. Ja się uczyłem u pani Dominiki Kawczyńskiej.
Po kilku latach gry, uczenia się nowego instrumentu trafiliśmy do szkolnego Big Bandu, który grał wówczas muzykę rozrywkową. To była jedna z ważniejszych przestrzeni naszego wspólnego rozwoju. No i mógłbym tak powiedzieć, że już dobrnęliśmy do końca tej mojej muzycznej historii. Natomiast po pierwsze bym skłamał, a po drugie to nie to nie jest taka prosta historia!
M.Ś: Skąd miłość do muzyki chóralnej? Jak to się zaczęło?
K. Gojowy: Już na pierwszym stopniu Szkoły Muzycznej pamiętam, że byłem nią zachwycony. Lubiłem zajęcia chóru, które wówczas prowadziła pani Elżbieta Ryś. Była to zawsze przestrzeń do uwolnienia swojego potencjału, wyśpiewania się. Te utwory były energiczne, radosne, bardzo różnorodne. Na drugim stopniu to "lubienie" przerodziło się w fascynację. Wtedy zajęcia chóru prowadził pan doktor Krzysztof Dudzik. On motywował nas do rozwijania miłości do chóru, a my mieliśmy sobie tyle zapału, że nie sposób było go stłumić. Więc się wzajemnie nakręcaliśmy, lubiliśmy wszyscy te zajęcia, lubiliśmy śpiewać w chórze.
Pamiętam wspólne wyjazdy na warsztaty chóralne, nawet po nocy śpiewaliśmy na głosy, co się potem przekuło w pierwsze doświadczenia tworzenia projektów, które nie wychodzą od grona pedagogicznego, tylko od z potrzeby uczniów. Jednym z takim projektów był zawsze Dzień Nauczyciela. Robiliśmy różnego rodzaju przedstawienia, czasem komponowaliśmy własną muzykę albo coś aranżowaliśmy. Lubiłem być odpowiedzialny za organizację, czy nawet tworzenie tych kompozycji, aranżacji, tworzenie scenariusza. Oczywiście wszystko to opierało się na współdziałaniu w ramach naszej grupki znajomych ze Szkoły Muzycznej
To komponowanie czy aranżowanie a potem prowadzenie zespołu, było jakąś tam moją działką. Finałem tego wszystkiego była szopka, czyli Dzień Nauczyciela, przygotowany przez ostatni rocznik w szkole. Żeby przygotować naszą szopkę, zaangażowaliśmy środowisko uczniów z całego regionu, nie tylko z Rudy Śląskiej, bo potrzebowaliśmy muzyków do chóru, do orkiestry, do zespołu rozrywkowego, do mini teatru, który siedział na scenie. Aranżacje i muzykę stworzyliśmy samodzielnie. Część opracowań przygotowałem ja, część mój kolega Robert Smentek. Dla nas otwarto orkiestron w Domu Kultury w Rudzie Śląskiej, aktualnym Teatrze Impresaryjnym w Rudzie Śląskiej. I przygotowaliśmy wielkie przedstawienie, takie z tupnięciem!
Natomiast co jest ważne z tej strony muzyczno-chóralnej, muzyczno-dyrygenckiej, tę szopkę poprowadziłem jako dyrygent. To było niesamowite przeżycie!

fot. archiwum prywatne Kamila Gojowego
M.Ś: Jak narodził się pomysł zorganizowania Nocy Chórów w Rudzie Śląskiej?
K. Gojowy: Cały festiwal został zainaugurowany w Polsce przez wspomnianego już Krzysztofa Dudzika, on go tutaj importował. Do kraju przywiózł go z Węgier, gdzie ten festiwal ma swoje początki, a całe przedsięwzięcie było organizowane przez grupę kilku pasjonatów.
Natomiast wszystko co chce się rozwijać, musi mieć swojego menadżera. Tym ja się zająłem pierwszy raz, kiedy Noc Chórów trafiła do Gliwic, tylko na rok. Wówczas już zacząłem się zajmować kwestiami organizacyjnymi, partnerstwami, koordynacją działań, wsparciem działań wolontariuszy i tak dalej. Od tego czasu do dziś zajmuje się wszystkimi kwestiami od struktury finansowej po strukturę administracyjną, organizacyjną dla Festiwalu Noc Chórów, co się wiąże ze spotkaniami z różnymi ludźmi, negocjowaniem umów, pozyskiwaniem środków z budżetu publicznego, ale też z różnych przestrzeni prywatnych.
To, co w tym festiwalu ugruntowuje moją misję życiową to fakt, że śpiew chóralny spotyka się z przestrzeniami materialnego dziedzictwa kulturowego, czyli tego postindustrialnego, głównie architektonicznego. Sam festiwal odbywa się w regionie pogórniczym, więc siłą rzeczy silnie wiąże się z regionem. Jest niezwykle kolorowy, co mnie fascynowało od początku, a teraz dzieje się to z moim udziałem! Różnorodność zawdzięcza temu, że zapraszamy na festiwal różne rodzaje zespołów. Czy to jest jakiś bardzo mały chór, zespół parafialny, rozpoznawalny w kraju chór uniwersytecki, dziecięcy, edukacyjny, zespół seniorów, dorosłych, osób niepełnosprawnych, LGBTQ czy mniejszości etnicznych - zawsze mnie to cieszy, że ten festiwal pokazuje pełne spektrum chóralistyki w regionie.
Chciałbym się też odnieść do tego kontekstu niematerialnego dziedzictwa, bo aktualnie są takie dwie przestrzenie w moim życiu, które układają moją działalność zawodową - to jest właśnie niematerialne dziedzictwo kulturowe. Po pierwsze związane z górniczymi orkiestrami, co bardziej realizuje poprzez pracę w Muzeum Górnictwa w zespole do Spraw Promocji i Wsparcia dziedzictwa górniczego, ale też tradycje śpiewu chóralnego, które razem ze Śląskim Związkiem Chórów i Orkiestr chcemy wpis pisać na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
Natomiast druga przestrzeń to koncepcja Benefits of Singing. To idea europejskiego Stowarzyszenia Chóralnego oparta o szereg badań, która pokazuje, że śpiew realnie wpływa na przeróżne sfery naszego życia: na przestrzeń fizyczną, psychologiczną i społeczną. Badania pokazują, jak śpiew chóralny wpisuje się w rozwój społeczności od lokalnych, po regionalne i krajowe. To ważne, aby pokazać, jaki ta kultura miała wpływ m.in. na czynniki gospodarcze.
M.Ś: Czy ma Pan jakieś plany na rozwój festiwalu?
K. Gojowy: Na początek chciałbym powiedzieć, że festiwal Noc Chórów rozwija się pięknie. Jestem dumny z tego, że po pierwsze rozwija się społeczność wokół tego festiwalu, po drugie rozwija się sieć współpracy. Chceiliśmy zaszczepić ideę festiwalu w otoczeniu organizacji, stowarzyszeń, grup nieformalnych, które w Rudzie są i świetnie działają. Mowa chociażby o Stowarzyszeniu TURuda, Stowarzyszeniu In-ni, czy innego rodzaju organizacjach i instytucjach. Bardzo chciałbym, żeby ta współpraca była organiczna, żeby szła „z dołu” i z radością waspółtworzyła te festiwalowe środowisko. Cieszymy się też wsparciem samorządu, co zawsze dla festiwalu jest wielkim plusem. Mam nadzieję że tak też będzie w przyszłych latach.
Noc Chórów jest też bardzo interesująca dla innych miast i organizatorów. Mieliśmy zapytania czy taki festiwal można gdzieś indziej również zorganizować. Noc Chórów na licencji odbyła się na przykłd w Białymstoku! Organizatorzy w osobie m.in. Jana Krutula, znanego w Polsce dyrygenta i kompozytora muzyki chóralnej, zachwycili się tą formą realizacji, która jest radosna, gdzie nie ma sceny, muzyka jest dla wszystkich, wszyscy są mile widziani, dobrze się bawimy. Dlatego postanowili taką Noc Chórów zorganizować u siebie. Chciałbym, żeby Noc Chorów stała się marką. To jest to jest mój pomysł czy plan na rozwój festiwalu. Gdy w jakiejś wsi, w jakimś mieście, w innym województwie, powiem „Noc Chorów”, ludzie będą odpowiadać: „tak, świetnie się bawiłem, było super, może zrobimy to u siebie!”. Jesteśmy na to jak najbardziej otwarci.
Chciałbym też, żeby Noc Chórów była realną promocją tych wartości, o których wspominałem - promocją materialnego i niematerialnego dziedzictwa regionu, i pokazaniem, jak świetnie muzyka wspiera psychikę. Chciałbym, żeby Noc Chórów była tego realnym przykładem.

fot. Sławomir Duda
M.Ś: Jakie jest Pana największe zawodowe marzenie?
K. Gojowy: Pierwszym z nich jest rozśpiewanie Śląska i uchwycenie tego naszego regionu w posadach i zatrzęsienie nim w postaci setek tysięcy osób śpiewających w chórach. Licznych nowych zespołów, reaktywacji starych zespołów, śpiewu w szkołach, powrotu dobrej edukacji muzycznej, rozwoju świadomości dyrygentów, współpracy dyrygentów z kompozytorami. To są wszystko nitki czy struny, na których ja staram się grać w moim życiu zawodowym i rozwijać ten mindset rozśpiewanego Śląska. A to wszystko przy akompaniamencie orkiestr dętych, które są mocą naszego regionu. To jest to pierwsze moje marzenie.
Drugie moje marzenie związane jest z byciem dyrygentem, w moim zespole, w zespole śpiewaczym Apertum Cor, ale też w innych przestrzeniach, gdzie jestem zapraszany. Marzę, żeby zespoły rozwijały się jako grupa społeczna. Aby ludzie lubili być razem, śpiewać ze sobą, chcieli wzrastać w wartościach czysto humanistycznych, ale też w wartości samych siebie poprzez ten śpiew. Bardzo chciałbym, aby miejsca, w które udaję się jako dyrygent, były miejscami przyjaznymi głosowi. I to z punktu widzenia zarówno fizjologicznego jak i jak i psychicznego. To jest poniekąd związane z taką moim moją chęcią, poczuciem, które wyniosłem z mojego pięknego domu pełnego miłości, że chciałbym być dobrym człowiekiem.
Bardzo dziękuję za rozmowę!
W naszym mieście nie brakuje wyjątkowych i utalentowanych osób! Zachęcamy do przeczytania innych wywiadów z cyklu "Rudzki Punkt Widzenia"!
- Z Rudy Śląskiej do Wiednia – rozmowa z Szymonem Ogryzkiem, pianistą
- Jakość, nie ilość i masowa produkcja – rozmowa z Arnoldem Jeżyną, twórcą biżuterii
- O Śląsku, po śląsku – wywiad z Pawłem Kempą, aktorem Teatru Śląskiego
- Woda to jej żywioł – opowieść o miłości do pływania Genowefy Drużyńskiej
- „Nie mam marzeń – mam cele!” – rozmowa z Wojciechem „Sędzią Herno” Hernasem
- Michał Gabor o inspiracjach, wyzwaniach i solowej karierze